Bezsenne Środy: „Echo” Thomas Olde Heuvelt – recenzja PATRONACKA

Niesamowita historia. Miażdży czytelnika. Pozostawia niezatarte wrażenie. I przeraża, przeraża jak diabli! Horror z górami w tle – „Echo” Thomasa Olde Heuvelta.

PRZEKLĘTA GÓRA

„Wszystko, co się liczy, to tamta góra i jej obezwładniające piękno.”

Góra Maudit w Alpach Szwajcarskich. Góra przeklęta. Góra kaleka. Góra, która kryje potworny sekret. To właśnie ta góra stała się przekleństwem i obsesją Nicka. To właśnie ta góra zmieniła jego życie, odmieniła jego samego. Nick wyszedł na wyprawę, przytrafiło mu się coś niewytłumaczalnego, został odnaleziony z makabrycznie pokiereszowaną twarzą. Wrócił, ale tak… jakby został tam w górze. Coś z Nickiem jest nie tak, coś zmieniło się w nim, głęboko w środku. Czy góra zdradzi swój największy sekret?

CZY STRASZY?

„Krew zastygła mi w żyłach. Ten uśmiech… widziałem go w jego oczach. Wyglądało to tak, jakby przez jego oczy wpatrywał się we mnie ktoś obcy, jakby gdzieś głęboko w nim otworzyły się jakieś drzwi, przez które wyglądało coś obcego.”

Już pierwszy rozdział, wstęp do „Echa” to scena tak przerażająca, tak obezwładniająca… Trudno się otrząsnąć po takim początku, ciężko zasnąć, gdy wali serce, a wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach. Już dawno żaden horror z miejsca nie podbił mi tak ciśnienia, jak powieść Thomasa Olde Heuvelta, a dalej napięcie i suspensja wcale nie opadają!

Makabryczny, wyrwany przez ustęp skalny uśmiech na rozkrwawionej twarzy. Plamy, które wykwitają na szpitalnych bandażach. Ludzie, którzy nie mogą znieść obecności jednego z bohaterów, dla których nie jest już do końca kimś, ale czymś… Wyniósł w sobie cząstkę przeklętej góry, martwej doliny, wyniósł cząstkę klątwy, która ciąży nad tym miejscem.

Thomas Olde Heuvelt ukrył potworność w detalach – to wyraz oczu, to ten jeden niepokojący gest, to uśmiech, który nie jest już tym uśmiechem… Są rzeczy gorsze od śmierci… Nie ma nic straszniejszego dla mnie jak człowiek, którego kochamy, a który na naszych oczach zamienia się w potwora…

PERFEKCYJNY HORROR

„Jedno jest pewne: jeszcze zanim dotarłem do przełęczy, poczułem na drugim końcu doliny obecność góry, która na przemian przyciągała nas i odpychała, zupełnie jakby tam wysoko było pole magnetyczne, które z jakichś niepojętych przyczyn co chwila miało inny biegun. Jestem zupełnie rozdwojony. Czuję, że coś jest nie tak, czuję to całym sobą, a jednocześnie czuję przymus, żeby tam iść. Góra jest kusicielką. Jej tajemnica staje się obsesją.”

„Echo” to horror idealny, perfekcyjny w budowaniu napięcia, doskonale poprowadzony od początku do końca. Opisując alpejskie krajobrazy, górskie horyzonty, Thomas Olde Heulvelt czerpie z własnego doświadczenia – ten młody pisarz jest zapalonym alpinistą! Miłość do wspinaczki, miłość do gór czuć w każdym zdaniu „Echa”, odbija się w każdym opisie nieposkromionej, dzikiej przyrody. Przed oczami czytelnika wyrastają szczyty, które są zarówno piękne, jak i straszne. Doliny, w których można poczuć się władcą świata i najmniejszym z możliwych stworzeń. Heuvelt buduje kontrasty, uderza znienacka, nie pozwala, by cokolwiek nam umknęło.

Między słowami, „Echo” to także – a może przede wszystkim – opowieść o miłości. O tym, do czego zdolny jest człowiek, który kocha, ten, który nie potrafi odpuścić. Miłość u Heuvelta to ostateczne poświęcenie, to próba zrozumienia, która niestety bywa też skazana na porażkę. To także opowieść o przeznaczeniu, które powraca po swoją zdobycz. Od przeznaczenia nie sposób uciec, nie sposób odwrócić wzroku. I od dziedzictwa, które czeka na ciebie, czy tego chcesz, czy nie.

Miłośnicy grozy i horroru mogą szykować się na straszną ucztę – „Echo” rozkłada na łopatki, dręczy, zostaje w głowie. Oddziałuje na wyobraźnię, porusza te pierwotne instynkty. I cieszę się tylko, że mieszkam nad morzem, bo spoglądając dziś na góry czułabym wyłącznie niepokój.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo wiatr, szalony wiatr schodzi z gór.

O.

Dodaj komentarz: