„Bogowie tanga” Carolina de Robertis – recenzja patronacka

Roztańczone Buenos Aires początku XX wieku. Tango i jego tajemnice. Opowieść o miłości do muzyki, o namiętnościach, które ukrywają się w jej zakazanych dźwiękach. Carolina de Robertis i jej „Bogowie tanga”.

W KLESZCZACH TANGA

„Carlo zaśpiewał po hiszpańsku. Coś o nocy chwytającej go za serce, o kobiecie, złej kobiecie, lecz Leda była w stanie wychwycić jedynie pojedyncze słowa. Dźwięki ją zniewalały. Przenikały do kości i sprawiały, że krew krążyła szybciej w żyłach. Nie znała się; nagle przyszło jej do głowy, że nie wie nic, kompletnie nic o świecie. Że nie może nic wiedzieć, skoro nie miała pojęcia, że istnieją takie uczucia, takie dźwięki, taka bezsenność, melodia bogata niczym noc.”

Siedemnastoletnia Włoszka Leda chciała uciec, chciała zacząć wszystko od nowa, z dala od rodziny, od świata, który zdołał ją już zawieść i przytłoczyć. Miała dołączyć do męża za oceanem, w mieście Buenos Aires, w Argentynie. Weszła na statek uzbrojona w walizkę, w skrzypce dziadka i własne marzenia. Przepłynęła wielką wodę, by na miejscu dowiedzieć się, że jej mąż nie żyje, a ona sama musi albo zawrócić, albo… Dać się ponieść ulicom tego pełnego muzyki, dzikości i namiętności miasta. Leda zrobi wszystko, bo nigdy już nie wrócić do Włoch. Swoje wybawienie odnajdzie w tangu!

POWIEW NAMIĘTNOŚCI

„Muzyka niczym strzała przenikła wszelkie bariery. Sprawiała, że ludzie stawali się równi. Muzyka – odwieczny najeźdźca. Demoniczny nektar, boska ambrozja.”

Tango. Jeden z tych tańców, o których myślimy zazwyczaj przy okazji programów jak „Taniec z gwiazdami” i tym podobnych. Kojarzy się z salami tanecznymi, przebranymi, mieniącymi się brokatem dzieciakami. Taniec towarzyski, taki sam jak walce czy czacze. Tango. Kiedyś to było nie do pomyślenia! Tango było tańcem namiętności i przemocy, tańcem skandalicznym i brutalnym. Tango było tańcem prostytutek i alfonsów. Tango było tańcem burdeli, zakazanych zaułków, nocnych istot, które wymykały się o zmroku. Ba, przez długi czas tango było tańcem mężczyzn. Tylko oni mogli je grać, tylko oni mogli tańczyć. Tango było jak pojedynek, jak cios zadawany za ciosem. Czasami kończyło się nawet śmiercią jednego z rywali. To właśnie w ten czas – jakże niebezpieczny i fascynujący – zabiera czytelników Carolina de Robertis.

Autorka wrzuca czytelników w ciemne uliczki Buenos Aires początku wieku i tam też wrzuca swoją bohaterkę, która dla muzyki i dla wolności gotowa jest przełamać wszystkie bariery. Buenos Aires to miasto rozbuchane, pełna brutalnej siły i chaotycznej przemocy. Z każdej strony dobiega inny język, każda uliczka to oaza innego narodu, który w Argentynie szuka tego nowego, obiecanego życia. To miasto szaleńców i marzycieli, trudno jednych odróżnić od drugich. W takim mieście młodziutka, niewinna dziewczyna nie powinna niczego szukać, raczej uciekać, gdzie pieprz rośnie. Na taką niewinność zasadzają się wszyscy, obserwują łapczywie, pragną ją zdobyć. W zamian, bohaterka znajduje rozwiązanie zaskakujące – fortel, na który zdobyć można się wyłącznie w bezpiecznym świecie fikcji.

Proza de Robertis jest żywa, jest niemal iskrząca, napisana z pasją i liryzmem. Niemal rytmiczna, jak tango rozpasana w swojej namiętności. Autorka snuje opowieść o pragnieniu życia, o umiłowaniu wolności, o muzyce, która wolność umożliwia. O poszukiwaniu swojej tożsamości, o sile zaklętej w zakazanych dźwiękach. Czyta się z zapartym tchem, z podziwem dla kunsztu gawędziarskiego pisarki. Ten, swoją delikatnością i lekkością przypomina znajome tony twórczości Isabel Allende. Daj się ponieść „Bogom tanga”, posłuchaj dźwięków, które nigdy nie będą już takie same jak wtedy, jak przed ponad stu laty, gdy Leda zeszła ze statku i poczuła powiew Buenos Aires.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Albatros.

Dodaj komentarz: