„Hacjenda” Isabel Cañas | Bezsenne Środy

Prawdziwie gotycka powieść – nawiedzona posiadłość, duchy, zakazana miłość i rodzinne tajemnice – „Hacjenda” Isabel Cañas.

W MURACH SAN ISIDRO

„Z tym domem było coś nie tak.
Coś czaiło się w nim za dnia, a nocą rosło w siłę.”

Jest rok 1823, Meksyk po odzyskaniu niepodległości. Młodziutka Beatriz zostaje żoną tajemniczego don Rodolfa Solórzano, właściciela hacjendy San Isidro. Różne plotki krążą o don Rodolfo, ale Beatriz nie pozwoli się zniechęcić – to małżeństwo z rozsądku, wie, że nie miała innej opcji, a hacjenda na meksykańskiej wsi ma stać się jej azylem i własnością. Od początku jednak San Isidro nie jest tym, czym miało być. Beatriz czuje przejmujący chłód, widzi postępującą destrukcję, a w ścianach odbijają się echa okrutnego śmiechu. Jej nowy mąż wkrótce wyjeżdża, służba trzyma język za zębami, siostra Rodolfa również udziela wymijających odpowiedzi, a Beatriz powoli czuje, że osuwa się w obłęd… Tylko młody ksiądz o wyjątkowych zdolnościach wysłucha jej zmartwień i stawi czoła wyzwaniu.

CZY STRASZY?

Kiedy po raz pierwszy przeczytałam „Hacjendę”, od razu wysłuchałam kilku wywiadów z Isabel Cañas, w których zdradziła, że najbardziej na świecie boi się… ciemności. To strach, który sięga jej dzieciństwa. Razem z rodzicami często się przeprowadzali, od domu do domu i mała Isabel wkrótce wyrobiła w sobie przeświadczenie, że każdy dom ma oczy, ma uszy, ma pamięć. Każdy dom ma w ścianach zapisaną historię tych, którzy żyli tam wcześniej. Ich radości, tak, ale przede wszystkim – ich rozpacze, smutki, tragedie. I echa tych przeżyć można usłyszeć w ciemnościach.

To właśnie ten strach i wiarę w pamięć domu Isabel Cañas przelała w „Hacjendzie” na papier. To właśnie tym strachem karmi nas teraz łyżeczka po łyżeczce. Hacjenda San Isidro to stara posiadłość, która widziała już wiele. Była świadkiem nie tylko przeżyć rodzinnych, ale też scen historycznych, przemian społecznych. Zresztą, sam fakt, że jest hacjendą wokół miejscowej plantacji – miejscem panów i służby i robotników – już pokazuje jaki motyw obrała w tle autorka.

Jest w tym nastrój, jest w tym dramat, jest w tym niepokojące, dojmujące poczucie osaczenia, które przenika i nas czytelników do kości. Nie przeraża do nieprzytomności, ale daje poczucie dreszczyku, takie jak dobra gotycka powieść powinna.

MEKSYKAŃSKI ŚWIAT

Kto pamięta moją recenzję „Mexican Gothic” Silvii Moreno-Garcii, ten z pewnością pamięta również, że moim jedynym zarzutem wobec tej historii było za mało Meksyku w meksykańskim gotyku. Silvia Moreno-Garcia postawiła na opowieść uniwersalną, w której przestrzeń i folklor nie miały większego znaczenia. Natomiast Isabel Cañas pokazuje, że jej tożsamość, jej dziedzictwo kulturowe, historia rodzinnego kraju są dla niej wszystkim. To pisarka latynoamerykańska do szpiku kości i robi to z pełną świadomością zwrócenia uwagi w tym kierunku.

Widać to już w samym miejscu i czasie akcji. To Meksyk po powstaniu republiki i odzyskaniu niepodległości. Cañas sama robi wprowadzenie historyczne, które pokazuje rozdarcie kraju w tym właśnie momencie historii. Jak wspomniałam też, tytułowa hacjenda to miejsce, które naznaczone jest pewnym historycznym i społecznym znaczeniem. Podobnie jak plantacja agawy i wytwarzany na terenie San Isidro tradycyjny napój pulque, który sam w sobie również ma znaczenie rytualne i nawiązujące do meksykańskiego folkloru. Nie wspominając o połączeniu wierzeń i obrzędów katolickich z rytuałami zaczerpniętymi z miejscowych ludowych wierzeń. Jak widzicie – w „Hacjendzie” nic nie jest przypadkowe, warto pochłaniać tę opowieść z uwagą i poznawać nieznany do tej pory u nas kawałek kultury.

Najważniejszy jednak jest tu aspekt gotycki – to powieść gotycka w pełnym swoim wymiarze. „Hacjenda” to duchy i nawiedzona posiadłość, to zakazane uczucie i rodzinne tajemnice, to walka światła z ciemnością, konflikt, który sprawia, że nasze policzki płoną z ekscytacji. Napisana z pieczołowitością, z oddaniem dla języka i dla rodzimych zwrotów, porywająca i pełna dobrze wyważonej akcji. Ma w sobie ten smakowity dreszczyk, ma w sobie ten gotycki sznyt. To współczesna perełka gatunku i jeden z moich najulubieńszych tytułów tego roku.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo mury mają oczy i uszy i pamięć.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem MOVA.

Komentarz do: “„Hacjenda” Isabel Cañas | Bezsenne Środy

Dodaj komentarz: