„Wielkie nadzieje” Charles Dickens – recenzja

Niby klasyka, a thriller jakich mało. Jest tu zbrodnia. Jest tajemnica. Jest też miłość i stracone złudzenia. Charles Dickens wielki był, tak jak jego „Wielkie nadzieje”.

SŁOWEM WSTĘPU…

Osierocony Pip dorasta pod opieką starszej surowej, ale kochającej go siostry i jej dobrodusznego męża. W małym domku na bagnach, przy cmentarzu, wydaje mu się, że może być panem świata, że stworzony jest do wyższych celów. Dwa spotkania okażą się być dla niego równie znamienne w skutkach, chociaż młodziutki Pip jeszcze o tym nie wie. Pierwsze to zbiegły więzień, który terroryzuje go i zmusza, by chłopak umożliwił mu ucieczkę. Drugie to odwiedziny w tajemniczej posiadłości niejakiej Panny Havisham, która od lat siedzi zamknięta, przeżuwając dawne rozczarowania, odziana w strzępy rozpadającej się sukni ślubnej. Tam, pośród zakurzonych korytarzy Pip poznaje dumną, piękną Estellę, podopieczną Panny Havisham. I zakochuje się bez pamięci. Wtedy też podejmuje decyzję, że tylko dla Estelli wyniesie samego siebie ponad stan i zostanie bogatym dżentelmenem. I faktycznie, przeznaczenie znów się do niego uśmiecha…

DWA ZAKOŃCZENIA?

Oryginalnie, powieść „Wielkie nadzieje” miała inne zakończenie, ale Dickens zdecydował się zmienić je według sugestii swojego przyjaciela i pierwszego czytelnika. Ten zasugerował, że ostatnie zdanie – tak znaczące dla odbioru całości – było zbyt depresyjne, zbyt smutne. Dickens przepisał więc zakończenie na nowo zanim oddał książkę do druku. I tak powstało jedno z tych kultowych zdań, które zapadają w pamięci na zawsze. I niosą nadzieję.

Oryginalny akapit kończący powieść możecie znaleźć w Internecie, ja umieściłam go dla Was na blogu, ze specjalnym oznaczeniem. Link do wpisu w opisie po filmem.

Alternatywne zakończenie:

“One day, two years after his return from the east, I was in England again—in London, and walking along Piccadilly with little Pip—when a servant came running after me to ask would I step back to a lady in a carriage who wished to speak to me. It was a little pony carriage, which the lady was driving; and the lady and I looked sadly enough on one another. “I am greatly changed, I know, but I thought you would like to shake hands with Estella too, Pip. Lift up that pretty child and let me kiss it!” (She supposed the child, I think, to be my child.) I was very glad afterwards to have had the interview; for, in her face and in her voice, and in her touch, she gave me the assurance, that suffering had been stronger than Miss Havisham’s teaching, and had given her a heart to understand what my heart used to be.”

ZMIAŻDŻYĆ SERCE CZYTELNIKA

Z opisu pewnie trudno jest Wam uwierzyć, że powieść Charlesa Dickensa jest niczym innym jak sprytnie utkanym, pełnym tajemnic, zbrodni i zwrotów akcji thrillerem, w którym nic i nikt nie jest taki jak mogłoby się wydawać. „Wielkie nadzieje” bowiem to opowieść pełna kontrastów. Z jednej strony, pełna nadziei, pełna wiary, młodzieńczej siły, która pcha naprzód pomimo niepowodzeń i kumulujących się nieszczęść. Z drugiej, to opowieść pełna rozczarowań, straconych złudzeń, mściwej potrzeby niszczenia tego co piękne, młode, naiwne. To także opowieść o grze pozorów, grze cieni, których działań widzimy jedynie konsekwencje. Wszystko wyjaśni się z czasem. Jednego można być pewnym – życiem Pipa nie kieruje ręka Opatrzności, ale siły mroczniejsze i bardziej skomplikowane, przynależne ludziom wokół niego.

Pierwsza lektura „Wielkich nadziei” przed laty wywołała we mnie potok łez. I nie ma w tym przesady. Do tej pory były wzruszenia ciche i nieprzesadne, aż przeczytałam Dickensa i całkowicie rozpadłam się na kawałki. Nie spodziewałabym się takich emocji, tak poruszającej historii, tak druzgoczącej serce. Charles Dickens jakimś magicznym zaklęciem sprawił, że czytelnik współodczuwa emocje naszego głównego, dorastającego bohatera. Przeżywa jego klęski, jego nadzieje, jego upadki i jego rozpacze. Odkrywa kolejne sekrety i traci głos z zaskoczenia. Tylko jeszcze Victor Hugo potrafił tak zadawać ciosy, tak zadeptywać nasze serca i wyciskać z nich łzy. Zresztą, obaj twórcy mieli w sobie tę bezwzględność, która nakazywała im tworzy opowieści do bólu niesamowite i życiowe jednocześnie.

Jeśli jeszcze nie przekonałam Was do „Wielkim Nadziei” to dodam na koniec, że cała historia dorastającego Pipa, dumnej Estelli, zgorzkniałej Panny Havisham i innych rozgrywa się na tle zmieniającego się świata i rzeczywistości Wielkiej Brytanii epoki wiktoriańskiej. To historia wielkich kontrastów, wielkich marzeń i wielkich złudzeń. Do bólu piękna. Do bólu znakomita. Niezapomniana.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Świat Książki.

Dodaj komentarz: