„Kolekcjoner lalek” Katarzyna Bonda

Nowa seria Katarzyny Bondy, nowa bohaterka, nowy styl – thriller kryminalny „Kolekcjoner lalek”.

Bardzo lubię książki Katarzyny Bondy. Jej seria z Hubertem Meyerem jest znakomita. Bonda ma swój styl, ma swoje podejście do postaci, potrafi wplatać wątki społeczne, obyczajowe do warstwy kryminalnej. Jednak ostatnio zaszła pewna rewolucja. Bowiem, Katarzyna Bonda napisała thriller kryminalny. Klasyczny, nierafinowany thriller, a który skupia się głównie na zbrodni i na śledztwie. I na emocjach. To także pierwszy tom serii z nową bohaterką, więc poprzeczka zawieszona jest wysoko. I powiem Wam tak – to jest typowy przykład swojego gatunku, który swoim początkiem od razu wciąga w swoje sidła, a potem spokojnie kontynuuje swoją opowieść, nie wysadzając z kapci, ale serwując smakowity i wyważony kawał mocnej rozrywki.

Lena Silewicz pochodzi z policyjnej rodziny. Ojciec i trzech braci w służbie, a teraz też ona. Co prawda Lena zajmuje się ofiarami, ale teraz ma szansę dorwać prawdziwego zwyrodnialca. Kogoś, kto znęca się nad młodymi kobietami. Kogoś, kto traktuje je jak obiekty. Jak lalki. A których znalezione zwłoki przypominają ciało, które widziała w dzieciństwie. Przeszłość powraca do Leny, ktoś jeszcze interesuje się zbrodniami, a Nocny Łowca nie ustaje. Polowanie trwa.

Zacznę od Leny Silewicz, czyli od naszej nowej bohaterki. Młoda, ambitna, wychowana pośród facetów. Jednocześnie bardzo emocjonalna, miejscami nawet histeryczna (może to kwestia kontrastu?), zwraca na siebie uwagę swoim wybuchowym zachowaniem. Oczywiście jest ku temu powód, bo nic tutaj nie jest przypadkowe. Lena dopiero wchodzi do tego świata, wyróżnia ją młodzieńcza brawura, determinacja. Ona jeszcze naiwnie wierzy, że może zmienić świat, tym samym inaczej reaguje na zbrodnie niż ktoś z wieloletnim doświadczeniem. Tak policyjnym, jak i życiowym. Nie jest moją ulubioną postacią, ale doceniam to, jak wyróżnia się na tle tak wielu doświadczonych glin, którzy pojawiają się w literaturze gatunkowej.

To, co mnie całkowicie zmiażdżyło to wstęp do całej historii. Przeszłość. Koniec wakacji. Las. I scena burzy, która zamienia się w coś koszmarnego. Od razu przepadłam. To prawdziwy hitchcockowski hak na czytelnika. Potem jednak napięcie opada, by mniej więcej utrzymywać się na podobnym poziomie do samego końca. Trochę szkoda, bo to prostsza intryga niż poprzednie tytuły Katarzyny Bondy, ale mam wrażenie, że tutaj wszystko jest celowe. W końcu coraz więcej młodszych sięga po książki, kolejne pokolenia czytelników i czytelniczek wciągają się w literaturę, więc dobrze by było, żeby mieli się z kim utożsamiać. I Lena jest właśnie taką postacią.

Jestem ciekawa, co będzie działo się dalej. Jak historia Leny się rozwinie. I policyjnej rodziny, do której należy. I jestem ciekawa też, co Wy powiecie o Lenie.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem MUZA.