Iga Karst opowiada historię zbrodni, nad którą unosi się duszący, słodki zapach orchidei w kryminale familijnym z wątkami obyczajowymi Zapach prawdy.
Nie ukrywam, że brutalne thrillery po brzegi wypełnione przemocą i makabrą to mój książkowy chleb powszedni. Podczas lektury przechodzą dreszcze obrzydzenia, dusi w żołądku ze strachu i niepokoju, ale brnę naprzód,bo lubię ten ścisk, lubię kiedy przekracza się pewne literackie granice. Bywają jednak takie dni, kiedy co za dużo to niezdrowo i nawet ja zwyczajnie czuję, że trzeba odpocząć, odsapnąć od zwyrodnialstwa. A mimo to, potrzeba tajemnicy siedzi głęboko w środku i nie umiem się jej pozbyć. Co robić? W takie dni sięgam albo po sprawdzoną klasykę albo po lektury, które wiem, że mają dla mnie porządny sekret, mają zbrodnię, ale nie zaleją mnie wiadrem krwawej breji niczym zaskoczoną obrotem wypadków Carrie. Powieść Igi Karst należy właśnie do takich lektur.
Profesor Adam Korczyński, znany na całym świecie orchidolog, zajmujący się hodowlą rzadkich odmian storczyków, zostaje brutalnie zamordowany. Obok ciała, w środku lasu, odnaleziono tajemniczą notatkę, a z domu profesora zniknął cenny album botaniczny. Jego rodzina, której biznes związany z orchideami prężnie działa i rozwija się na całą Polskę, ma swoje niesnaski i osobiste tajemnice. A jakby tego było mało sam testament profesora Korczyńskiego komplikuje całą sytuację, wydobywając na światło dzienne kolejne sekrety. Sprawą zajmą się mężczyzna po przejściach komisarz Michał Orski i mecenas Anita Herbst (nie mylić z Forstem), która co rusz udowadnia, że potrafi działać na własną rękę. Oboje spróbują rozwikłać skomplikowaną zagadkę morderstwa i tym samym dokopią się do dawno zapomnianych tajemnic.
Czasami nie potrzeba galonów lejącej się juchy, zwyrodniałych morderców, którzy jedynie prześcigają się w bestialstwie, ani tarzających się w degrengoladzie moralnej bohaterów, żeby stworzyć fascynującą kryminalną opowieść, w której zbrodnia jest jedynie punktem wyjścia. Zapytacie pewnie, punktem wyjścia do czego? Do opowieści o rodzinnych więzach, o sekretach, które zniknęły w mrokach historii oraz tajemnicach, które zwyczajnie trwają bez względu na mijające lata. Fakt, trudno Idz Karst, jak każdemu pisarzowi literatury kryminalnej, uniknąć pewnych klisz i przegadanych motywów, ale całą fabułę rysuje na swój sposób i tworzy swój własny świat, zamknięty niczym w szklanej kuli. Warto dodać, że robi to nad wyraz sprawnie i lekko.
Zapach prawdy to niby powieść kryminalna, a mimo to ujmująca, niewyzywająca, delikatna na swój charakterystyczny sposób. Iga Karst rozpoczyna nią swoją serię Pensjonat Biały Dwór i dobrze, bo swoją opowieścią sprawia, że czytelnik chce zostać przy bohaterach nieco dłużej niż tylko na te kilka zaczytanych chwil. A warto przyznać, że czujemy do nich sympatię, pomimo ich słabości, pomimo uporu i tendencji do mieszania się w kłopoty. Rozumiemy ich troski, codzienne problemy, którym muszą stawić czoła, wreszcie kibicujemy im w ich dążeniu do odnalezienia szczęścia. Czuć w Zapachu prawdy atmosferę znaną z powieści Camilli Läckberg czy z serii Katarzyny Puzyńskiej, ten obyczajowy sznyt, który przyciąga i pozwala zadomowić się w Sycowie Igi Karst, pomimo że za drzewem można dostrzec niejednego trupa i czającą się przeszłość.
Kto szuka lekkiej, rodzinnej opowieści ze zbrodnią w tle, ten w Pensjonacie Biały Dwór odnajdzie się jak w domu a ja spieszę, by mój egzemplarz książki przekazać mojej Teściowej, bo to idealna opowieść nie tylko dla mnie, ale także i dla niej.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Szara Godzina. <3
**Zapraszam na kanał YT na film i na KONKURS!
Gdzieś już kiedyś widziałam połączenie kwiaty + morderstwo…
Były takie motywy, to na pewno. 🙂