Opowieść o stracie, o tęsknocie, o zarazie, która odbiera nie tylko najbliższych, ale naznacza też przeszłość i przyszłość niezmywalnym cieniem – „Wierzyliśmy jak nikt” Rebecki Makkai.
Lata 80., Stany Zjednoczone, kolejne środowiska terroryzuje epidemia AIDS. Nie ma lekarstwa, tylko okrutna choroba, rozpacz i śmierć. Fiona czuje jakby przeżyła już tysiąc żyć, pogrzebała wszystkich znajomych, najbliższą rodzinę. Wspomina swoje lata młodości, których beztroska została zmiażdżona przez epidemię. Dawnych przyjaciół, którzy tak jak ona żyli w terrorze strachu. I próbuje też odnaleźć córkę, już w nowym świecie, w którym terror i strach nabrały nowego znaczenia.
Sięgając po „Wierzyliśmy jak nikt” czytelnik nie powinien spodziewać się fajerwerków, ale niespiesznej, przygnębiającej opowieści, która wciąga w meandry swojej historii. Historii chicagowskiej bohemy, która obróciła się w pył. Historii kobiety, która próbuje naprawić swoje życie i nadać mu sens. Historii wszystkich tych, którzy jakoś przeżyli jeden koszmar za drugim, bo historia nigdy nie potrafi się skończyć, ale trwa niezmiennie i bezwzględnie pędzi naprzód. Pogrążamy się w nieustającej żałobie, w smutku i rozpaczy bohaterów. Współodczuwamy ich ból, ich samotność, ich próbę ocalenia pamięci o tych, którzy odeszli i nigdy już nie wrócą. Będą jednak żyć zawsze w naszych wspomnieniach.
Rebecca Makkai nie próbuje nadawać swojej opowieści ukrytych sensów czy niepojętych metafor. „Wierzyliśmy jak nikt” to opowieść o śmierci. Napisana porywającym językiem, zachwycająca niuansami, ale jednak o śmierci. I już samo to stwierdzenie brzmi mocno, brzmi dosadnie, bo w czasach pożerającej nasz świat pandemii, rozmyślanie o śmiertelności i kondycji ludzkiej raczej przygnębia niż podnosi na duchu. A jednak w powieści Makkai odnajdziemy nadzieję. Tlący się płomień miłości i oddania.
Współczesna piękna amerykańska proza!
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.
**Zapraszam na film i na KONKURS!