Bezsenna, horrorowa wisienka – szkatułka, gdzie jedna opowieść kryje kilka kolejnych – „Wróć przed zmrokiem” Rileya Sagera.
WITAJCIE W BANEBERRY HALL!
Wiktoriańska posiadłość Baneberry Hall w sercu liściastego Vermontu nie miała szczęścia do swoich mieszkańców. Nic dziwnego, że teraz stoi opuszczona, uznana za nawiedzoną, a ostatni właściciele uciekli stamtąd z krzykiem. Maggie Holt nie pamięta zbyt wiele z tamtych dni, chociaż jej ojciec próbował sprzedać ich dramatyczną rodzinną historię zupełnie inaczej. Teraz, po jego śmierci, Maggie musi wrócić do Baneberry Hall, by odrestaurować i sprzedać posiadłość, ale wkrótce okaże się, że stare mury nie skończyły jeszcze opowiadać swojej własnej historii.
CZY STRASZY?
W horrorze najważniejsze jest wyczucie i czas, a Riley Sager zadbał o oba te aspekty w swojej powieści. Robi to, nawiązując do kultowych scen, zaczerpniętych zarówno z tytułów literackiej grozy, jak i popularnych filmów czy seriali. Wielka szafa, która jawi się niczym wejście do mrocznej odsłony Narnii. Postacie snujące się nocami, zawieszone nad łóżkami dzieci. Legenda z przeszłości, która może być prawdą, a może zmyśleniem. Nawiedzone domy muszą działać na wszystkie zmysły czytelnika. W Baneberry Hall słychać stuki, puki, szepty w ciemnościach. Szaleją też przeciągi, które wywołują dreszcze już na wejściu. Nieznane zapachy ulatują chwilę zanim przekroczymy drzwi pokoju… „Wróć przed zmrokiem” podrzuca wyobraźni znajome obrazy, rozpoznawalne dźwięki, tak, by z łatwością odnaleźć się pośród murów posiadłości i poczuć dreszcz, czystej niezobowiązującej grozy.
SZKATUŁKA SMAKOWITOŚCI
„Wróć przed zmrokiem” jawi się dla miłośnika grozy niczym szkatułka pełna horrorowej dobroci. Już przy okazji „Głowy pełnej duchów” (recenzja) pisałam o koncepcji dekonstrukcji horroru – postmodernistycznej zabawy gatunkiem, która poprzez liczne nawiązania, metafory, odniesienia staje się… meta-opowieścią. I tak jak Paul Tremblay bawił się opowieścią o demonach i opętaniach, tak Riley Sager bierze na tapet opowieść o nawiedzonej posiadłości. Autor nawiązuje, czasami zresztą całkiem otwarcie, do tytułów kojarzonych we współczesnej popkulturze.
We „Wróć przed zmrokiem” znajdziemy sceny żywcem niby wyjęte z filmu „Obecność” Jamesa Wana czy serialu „Nawiedzony Dom na Wzgórzu” produkcji Netflixa. Sager nie zapomina o legendarnej Shirley Jackson i jej literackim pierwowzorze, wyczujemy tu bowiem zarówno echa „Nawiedzonego”, jak i „Zawsze mieszkałyśmy w zamku”. Formalnie natomiast część książki skonstruowana jest jak „Amityville Horror” Jaya Ansona, nawiązując do pamiętnikarskiego opisu wydarzeń. A to tylko pewna baza, struktura, na której „Wróć przed zmrokiem” została oparta.
Czy to znaczy, że w powieści Sagera odnajdą się tylko starzy wyjadacze horroru? Nic bardziej mylnego! Miłośnicy grozy co prawda będę bawić się podwójnie dobrze przy lekturze, ale początkującym w gatunku „Wróć przed zmrokiem” również sprawi moc czytelniczej frajdy. Mówimy w końcu o opowieści o nawiedzonej posiadłości, a te pozostają nieśmiertelnie uniwersalne.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo drzwi starej szafy skrzypią w ciemnościach.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem MOVA.
**Zapraszam na film i na KONKURS!
Olga, bardzo Ci dziękuję za polecajkę 🙂
Przyznam się, źe generalnie nie czytam horrorów, ale postanowiłam „wyjść ze strefy komfortu” i pochłonęłam Wróć przed zmrokiem. Dla mnie rewelacyjna książka, nie mogłam się oderwać, jeszcze raz dziękuję!
Ach! <3 Ogromnie się cieszę! To teraz podrzucam jeszcze "Mexican Gothic" Silvii Garcii Moreno <3