Bezsenne Środy: „Wigilijne psy i inne opowieści” Łukasz Orbitowski – recenzja

Bombla_Wigilijnepsy

„W środę wszystko może się wydarzyć – rodzą się kury o trzech głowach, a kobiety zachodzą w ciążę bez wyraźnego powodu.”

Jestem dziewczyną z miasta. Dziewczyną, która całe życie spędziła pośród bloków i wychowała się na osiedlu. Dziewczyną, która zna tajemnicze zakamarki wieżowców, przejścia między chmurami na nastych piętrach i windy, które potrafią płatać figle. Ziomeczki wystające pod klatkami, popalające różnorodne substancje z jednorodnymi twarzami ukrytymi pod kapturami. To widok powszedni. Szalony pan Czesiu skaczący po lampach, wrzeszczący na przechodniów, który jedynie czasami miał momenty niezwykłych prześwitów to także wspomnienie codzienności. Nie mogłabym zapomnieć o całych pokoleniach żulów i żulinek, którzy zbierali się w rodzinne klany pod Włodkiem każdego dnia i sączyli pseudo-winka o landrynkowych posmakach. Ot, zwyczajność miejskiego blokowiska, widok zza okna, gdy horyzont zaściełają podobne bloki umorusane informacyjnym graffiti. Bo każdy musi wiedzieć kto jest „PANY”.

To pewnie dlatego wznowiony zbiór opowiadań Łukasza Orbitowskiego „Wigilijne Psy i inne opowieści” zrobił na mnie tak ogromne wrażenie. Horror miejski, groza miejsc pozornie oswojonych, terror tajemnic komunikacyjnych… Przesuwające się obrazy pełne twarzy, które niby swojskie, a na zawsze pozostaną obce i w jakiś sposób potworne. Sekrety ludzkich uli i uliczek, gdzie jeśli nie jesteś swój, to jesteś obcy.

„Całe życie zajmowałem się logiką – odpowiada. – Świat był dla mnie zbiorem przyczyn i skutków, takim wielkim drzewem z mnóstwem rozwidleń. Potem zobaczyłem jego. Anomalię. Coś, czego nigdy nie powinienem widzieć. I nagle pojąłem, że wkoło nas bije sekretne życie – zatacza koło ręką – wszędzie.”

Łukasz Orbitowski zaczyna z grubej rury, a w zasadzie z grubego toru, bo opowiadaniem „Serce kolei” inspirowanym kultowym już stylem polskiego twórcy grozy Stefana Grabińskiego. Zwyczajny pociąg zamienia się tu w wehikuł zbrodni i tajemnicy, o prawdziwej, spragnionej kontaktu duszy. „Autostrada” ma w sobie młodzieńczy urok strasznego poznania, niczym w późniejszej „Szczęśliwej Ziemi”, gdy czwórka przyjaciół obserwuje dziwne światła na horyzoncie i rozmyśla co przyniesie im przyszłość. W „Opowieści taksówkarskiej” ożywa smutna, miejska legenda i przemoc pośród bloków. Obojętność obserwowana zza szyby. W „Kacprze Kłapaczu” martwy wieżowiec i egzystujący w dziwnej symbiozie tymczasowi mieszkańcy ożywają podczas wielkiej ulewy. W zbiorze zachwyca „Pan Śnieg i Pan Wiatr”, które osobiście staje się dla mnie jednym z najlepiej wykreowanych obrazów upadku człowieka i tajemnic śmierci, przypominające mi nieco stylem dzieła Jacka Ketchuma.

A tytułowe „Wigilijne psy”? To opowiadanie idealnie oddaje ducha całości zbioru – męskie dorastanie i dojrzewanie w pigułce, gdy życie nie układa się jak powinno i tylko szczątkowa magia pozwala trzymać się krawędzi, gdy mottem staje się Ale jeszcze nie dziś w ostatnim uniesieniu.

Okładkowy141

„Jest pewien rodzaj magii, który wszyscy chętnie przyjmujemy. To magia czerwonych majtek na studniówce, zaklęcia szczęśliwych przypadków, klątwy czarnych kotów i kominiarskiego fartu. Prosta niezwykłość ubarwiająca życie, która nic nie zmienia, jak łańcuszek na szyi dziewczyny, w którym wygląda ładniej, choć jest tą samą osobą. Drobiazg, na który zawsze chętnie się zgodzimy, by żyło nam się piękniej.”

Jak sam pisze o sobie Łukasz Orbitowski we wstępie: Podczas pracy redaktorskiej nalegałem, aby zmieniać jak najmniej. Zależało mi na zachowaniu drapieżnego, młodzieńczego charakteru tekstów, nawet jeśli oznaczało to zgodę na nieporadność. Wznowienie „Wigilijnych psów i innych opowieści” ukazuje dzikość młodości, prozatorsko-swojski spleen, nieujarzmiony obraz autora przed trzydziestką, który boi się tej magicznej trójki, przekroczenia tej ostatecznej granicy, gdy nie będzie można się już cofnąć. Jego bohaterowie to właśnie takie chłopaki walczące z codziennością, zmagający się z miłością, z poczuciem braku i pustki, którym rzeczywistość płata figle. Atakuje ich dziwność i to, co tajemnicze, nieznane, spoza czasu i miejsca. Są tu także już mężczyźni przegrani, których życie nie oszczędziło i teraz pozbawieni złudzeń godzą się z tym co nieprzeniknione.

„Wigilijne psy i inne opowieści” to wspaniałe, męskie opowiadania z młodzieńczym pazurem pisarza, który już dobrze wie, jak przelać horror życia, miasta, dojrzewania na papier. Bywa tajemniczo, bywa naprawdę strasznie, ale przede wszystkim jest prawdziwie. Łukasz Orbitowski zachwycił mnie raz jeszcze  – bez zbędnych ozdobników. Proza polska, proza genialna, taka, w której mogę odnaleźć cząstkę siebie. Groza zwyczajności to właśnie jest groza Orbitowskiego.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo nasłuchuję odgłosów miasta.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non <3

PaseczekSQN

**Po więcej Bezsennej Środy koniecznie zajrzyjcie na vloga! (Filmik pojawi się ok. 16:00) Wieczorem startuje również KONKURS na Facebooku Wielkiego Buka 🙂

Komentarze do: “Bezsenne Środy: „Wigilijne psy i inne opowieści” Łukasz Orbitowski – recenzja

  1. tanayah napisał(a):

    Brzmi absolutnie smakowicie 😀 Zresztą znam już opowiadania Orbitowskiego z tomu „Nadchodzi”, więc wiem, że mogę się spodziewać czegoś prześwietnego 😀

Dodaj komentarz: