Nie tak łatwo jest wykreować wiarygodną fabułę w stylu retro. W taki sposób dopracować bohaterów, tak dopasować ich do okoliczności historycznych, społecznych, czy politycznych, żeby wszystko razem tworzyło spójną i sensowną całość. Tym trudniej jest, gdy chodzi o kryminał – zadbanie o realia zbrodni, o zachowanie rzeczywistych procedur, czy topografii prawdziwych miast. Pisarz musi wykazać się niemałą wiedzą, zgłębić temat, pieczołowicie oddać wszystko na papierze tak, by nie okazało się, że jego opowieść, chociaż wciągająca, wypełniona będzie stekiem nonsensu. W końcu nikt nie chciałby stworzyć historii, która nie ma zbyt wiele wspólnego z prawdziwym życiem, kiedy to właśnie o życie i o realizm chodzi.
Jednak o takie niedopracowania z pewnością nie musi się obawiać dżentelmen polskiego kryminału noir, czyli Marek Krajewski, który od lat udowadnia, że opowieści o zbrodniach z przeszłości, o męskich komisarzach, prowadzących tajemnicze śledztwa to jego konik, i nic nie umknie jego uwadze. Tym razem czołowy pisarz gatunku przygotował nie lada gratkę zarówno dla swoich wiernych czytelników, jak i tych, którym dopiero kryminał retro noir w jego wykonaniu marzy się po cichu, ale nie wiedzą od czego zacząć. Po kilku latach nieobecności powraca jedna z jego najsłynniejszych postaci, czyli policjant Eberhard Mock w powieści o iście znaczącym tytule, bo po prostu „Mock”.
Wrocław, rok 1913. W nowo powstającym cudzie architektury miejskiej, jaką ma być Hala Stulecia znaleziono nagie ciała czterech gimnazjalistów. Pieprzu dodaje piąty trup, nieznanego osobnika, przebranego w lubieżny kostium ozdobiony piórami. Rusza śledztwo w sprawie Ikara, jak nazwano potencjalnego sprawcę, a jednym ze śledczych zostaje Eberhard Mock – młody wachmistrz kryminalny. Szybko orientuje się, że to nie będzie oczywista sprawa. Zamieszany może być każdy na wyższym szczeblu władzy i już nikomu nie można do końca ufać.
Znakiem rozpoznawczym Marka Krajewskiego są charakterystyczne, nietuzinkowe zagadki i tajemnice, które otaczają jego miejsca zbrodni. To właśnie one nadają jego prozie ten charakterystyczny posmak grozy, czegoś nie do końca zmierzonego siłą ludzkiego rozumu. Krajewski sięga po tajne stowarzyszenia, po religijne sekty, po odwieczne gry symboli, czy legendy, sięgające antycznych czasów i początków cywilizacji zachodu. Dokładnie w taki sposób buduje intrygę w „Mocku” – znajdziemy tu tak dobrze znaną, spiskującą niecnie masonerię, dostrzeżemy greckie symbole, nawiązania do mitów, czy podstawowych myśli filozoficznych początków XX wieku. Nic nie jest proste, a cały zamysł fabularny wymaga skupienia nie tylko od śledczych, zajmujących się poszukiwaniem mordercy, ale także od samego czytelnika. Na szczęście sam początkujący w pracy policjanta kryminalnego Eberhard Mock zostaje wystawiony na próbę, a pierwsza tak makabryczna i głośna sprawa pozwoli mu rozwinąć swoje wyjątkowe zdolności.
Kto jeszcze nigdy nie czytał kryminałów spod pióra Marka Krajewskiego, nie zna Eberharda Mocka i nie wie co w trawie piszczy, ten bez przeszkód może sięgnąć po „Mocka”, by poznać dzieje komisarza od początku jego kariery. Bohater wraca do źródeł swojej historii, co oznacza, że nie jest potrzebna znajomość pozostałych tomów serii, by odnaleźć się w jego opowieści. Krajewski tak wszystko sprytnie obmyślił, że nieobeznany z tematem czytelnik wpadnie w „Mocka” jak śliwka w kompot, zostanie wciągnięty w misternie skonstruowaną intrygę, by z zaskoczeniem odkrywać kolejne odsłony skomplikowanej zagadki. Poznamy Wrocław, jego brudne zaułki, miejscowe burdele, oraz miejsca tworzące historię miasta. I przekonamy się, że dżentelmen polskiego kryminału sięga nie tylko po klasyczne powieści o zbrodni i śledztwie, ale tworzy atmosferę znaną z powieści noir, czarną i mroczną, tak jak powinno być, a nawet sięga po element powieści grozy, nawiązujący do powieści groszowych XIX wieku.
Mock znany i lubiany, Mock na nowo odkryty, Mock na początek przygody – każdy powód jest dobry, by sięgnąć do źródła jego opowieści.
O.
Fabuła:
- Wrocław, 1913. Cztery ciała chłopców, jedno ciało potencjalnego sprawcy przybrane w pióra. Śledztwo, które sięga aż do najwyższych szczebli władzy. I Eberhard Mock, młody wachmistrz kryminalny, który zaczyna poważną pracę w policji.
Tematyka:
- Kryminał, retro, noir, zbrodnia, morderstwo, śledztwo, Wrocław, Hala Stulecia.
Dla kogo?
- Nie tylko dla odwiecznych fanów Marka Krajewskiego, ale też dla czytelników, którzy pragną rozpocząć przygodę z kryminałem retro noir.
*Recenzja powstała we współpracy z Księgarnią Internetową WOBLINK. <3
**Tutaj znajdziecie darmowy fragment powieści. 🙂
***Film już na Was czeka! 🙂
Czytywałam Krajewskiego (jeśli dobrze widzę mam sześć tomów na półce), znam Mocka, kocham Wrocław, biorę tę nową odsłonę bez obaw. Okładka z innej beczki, ale przełknę tę odmianę 😉
Okładka faktycznie zupełnie inna, ale lektura jest pyszna – mam nadzieję, że trzyma poziom poprzednich tomów. 🙂
Oglądałem swego przedstawienie teatralne opierające się na podstawie powieści Marka Krajewskiego „Mock”. Ani mi się ono nie podobało, ani nikomu bym go nie polecił.
Co do samej książki, to owszem jest ona idealnym pierwszym spotkaniem z Eberhardem Mockiem, lecz z drugiej strony trzeba pamiętać, że powstała ona już po sześciu powieściach, dziejących się po rozgrywanej w „Mocku” akcji.
Naszkicowana w „Mocku” postać głównego bohatera będzie obowiązywać niemal zawsze, gdy się z nim spotkamy. Jednakże z czasem ewoluuję stając się mroczniejszą, bardziej bezlitosną i nie ukrywającą wszelkich przywar i wad.
Pozdrawiam
Paweł Wiśniewski