Początki są sprawą nader delikatną, o czym doskonale wie Nathaniel Philbrick, amerykański pisarz specjalizujący się w książkach historycznych, który za publikację Mayflower. Opowieść o początkach Ameryki otrzymał Nagrodę Pulitzera, a sama książka trafiła na amerykańskie listy bestsellerów podbijając serca zarówno czytelników jak i krytyki.
Każdy kraj na świecie, każdy naród, posiada swój mit założycielski. Mit ten to opowieść, wokół której budujemy swą wyjątkową, unikatową tożsamość, z którego czerpiemy wzorce, często podświadomie, by jako społeczeństwo kształtować swoją odrębność i niepodległość. Mit taki posiadał Rzym w postaci historii Romulusa i Remusa, mit taki posiadamy my, w postaci Lecha dostrzegającego na czerwonym niebie dumnego, białego orła… Wreszcie, mit taki posiadają Stany Zjednoczone, chociaż z racji ich młodego wieku osadzony w świecie mniej oddalonym od legend i baśni, a bardziej zaś w historii, zbadanej już i pieczołowicie opisanej.
Opowieść o powstaniu Stanów Zjednoczonych i przybyciu do wybrzeży Ameryki statku Mayflower to już symbol, to cały kulturalny portret, od którego trudno odwrócić myśli. Taki portret Amerykanie poznają do dzisiaj w szkołach, który ostatecznie okazuje się być drastycznie okrojony i przerysowany. Pielgrzymi w spiczastych kapeluszach, w czerni od stóp do głów, witający się z miejscowymi plemionami Indian i wreszcie rozejm zakończony ucztą, która do dzisiaj odgrywana jest co roku w postaci Święta Dziękczynienia. Problem z tą historią jest jednak taki, że zazwyczaj opowiada się ją w sposób wybitnie uproszczony, dziecinny, tym samym często nieprawdziwy, lub w opasłych tomiskach przeznaczonych dla specjalistów od tematu, w których połowę każdej strony zajmują tysiące przypisów i tabelek z ilością prochu zużywanego w poszczególnych miesiącach roku.
Natomiast w Mayflower Nathaniela Philbricka lądujemy gdzieś pomiędzy – poznajemy prawdę, historyczne fakty, ale w sposób który rozbudza wyobraźnię, nie zanudza, pozwala wręcz na snucie fantazji o tym, co samemu zrobilibyśmy w sytuacji, w której postawieni są opisywani pielgrzymi. To opowieść, która wciąga i zachęca do drążenia tematu. W podobny sposób zresztą Philbrick ukazywał historię w poprzednich swoich opowieściach, które miałam szansę przeczytać czyli w odnoszącym się do tragedii jednostki wielorybniczej Essex oraz Moby Dicka” Hermanna Melvillea W samym sercu morza”, jak i niewydanym jeszcze u nas – „The Last Stand”, który przybliża historię wąsatego generała Custera i jego klęski pod Little Bighorn.
Mayflower. Opowieść o początkach Ameryki stawia pytanie: jak zaczęła się Ameryka? I odpowiada na nie w sposób absolutnie fascynujący. Warto zaznaczyć, że tytułowy statek to jedynie początek, wskazówka, bo sama historia opisana przez Nathaniela Philbricka skupia się na procesie wykuwania nowego miasta, państwa i społeczeństwa na nowej nieznanej ziemi, w znoju i tych krótkich chwilach wywalczonego pokoju oraz krwawej, bezlitosnej wojny. Autor obala mity i ukazuje, jak pierwsi koloniści nazywani czasem religijnymi separatystami i ekstremistami, unikali jak ognia teokracji i dążyli w kierunku państwa, którym ostatecznie stały się Stany Zjednoczone. Bo ta podróż, tak historyczna jak i filozoficzna, nie zaczyna się wcale od Deklaracji Niepodległości i mów Franklina, Adamsa, Jeffersona i Waszyngtona. Nie. Ta podróż zaczyna się już w 1620 roku, właśnie tutaj, od marzenia, od przeprawy, od statku Mayflower, ale przede wszystkim od tych ludzi, którzy porzucili wszystko w imię wolności, by stworzyć dom po drugiej stronie oceanu pielgrzymów Nowego Świata.
Wspaniała, wciągająca lektura nie tylko dla miłośników historii!
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Poznańskim. <3
**Zapraszam na filmik i na konkurs! (wieczorem)
Cieszy, że czytujesz też książki historyczne! „Mayflowera” muszę w takim bądź razie przeczytać…
Poprzednia książka autora strasznie mi się podobała, ten klimat morski był super. Pozostaje mieć nadzieję, że i ta okaże się ciekawa. 🙂