Powieść przyrównywana do bestsellerowej „Dziewczyny z pociągu” Pauli Hawkins… Czy aby na pewno coś je łączy? Przed czytelnikiem dreszczowy debiut Nicoli Rayner, czyli „Dziewczyna, którą znałaś”.
George Bell od zawsze miał wzięcie pośród kobiet i korzystał z tego ile wlezie. Teraz, po latach, jego żona Alice zaczyna odkrywać sekrety George’a z przeszłości i nie podoba jej się to, co znajduje. Pojawia się obsesja, której głównym celem jest niejaka Ruth, piękna rudowłosa dziewczyna, o której słuch zaginął przed laty, kiedy razem z Georgem studiowali na uniwersytecie. O Ruth krążyły różne plotki, a sam George unika teraz tematu i zbywa Alice, od której chce jedynie, by przestała drążyć. Ale Alice nie przestaje, bo powracają tajemnice sprzed lat, a pośród żywych zaczyna dostrzegać ducha Ruth…
Nicoli Rayner udało się uniknąć wszystkich tanich chwytów, które niestety swojego czasu sprawiły, że legendarna już „Dziewczyna z pociągu” nie zdołała przekonać mnie do siebie. Paula Hawkins zdecydowała się na hallmarkową tematykę i podobne wykonanie, natomiast Nicola Rayner stworzyła opowieść mocniejszą i głębszą od tej, którą zafundowała Hawkins. „Dziewczyna, którą znałaś” to misternie skonstruowany dreszczowiec, opowieść o domowym śledztwie, które przeradza się w obsesję. I staje się także obsesją samego czytelnika. W końcu nie ma nic bardziej fascynującego od opowieści o zaginionej dziewczynie i sekretach, które doprowadzają do prawdy, jakkolwiek nie byłaby ona przykra czy niewygodna. Nicola Rayner zbudowała wyśmienitą atmosferę, wprowadziła kilka równoległych bohaterek, kobiet, które znały zaginioną, a których historie uzupełniają się wzajemnie. Kolejne kawałki mrocznej układanki wskakują na swoje miejsce, by wreszcie ukazać pełny obraz. Smutny i przygnębiający, ale prawdziwy.
Przed czytelnikiem opowieść o przeszłości, o obsesji, ale też o siostrzanej miłości i poszukiwaniu bliskości. Takie dreszczowe debiuty to ja rozumiem!
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem W.A.B.
**Zapraszam na film i na KONKURS!