„Poparzone dziecko” Stig Dagerman – recenzja

„Poparzone dziecko” Stiga Dagermana to kolejna w Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich lektura, która nie pozostawi czytelników obojętnymi. To zaskakująca powieść, szwedzki kawał klasyki, napisana w 1948 roku, przed samobójczym końcem autora, przypomina tym samym nieco japoński „Zmierzch” Osamu Dazai. Rodzaj pożegnania z samym sobą, w którym prześwituje ta sama desperacja, ta sama tęsknota za tym, czego już nie ma, z czym nie można już żyć.

On lubi wszystko, co piękne. Być może dlatego odwrócił się od matki Bengta, gdy ta zaczęła chorować, bo choroba piękna nie jest. To właśnie na pogrzebie, już po matczynej śmierci, Bengt orientuje się, że ojciec miał kochankę i to jej poświęcał wolny czas ostatnich miesięcy. Bengt zachłystuje się rozpaczą, nie może spać, miotając się między nienawiścią a obojętnością. Zagubiony, pełen dręczącego go niepokoju, by uspokoić trawiący go ogień, sam wikła się w romans z kochanką ojca. Napięcie rośnie, Bengt gotuje się w sobie – rośnie w nim namiętność, ale rozsadza go też wstyd, a wszystko to prowadzi do tej najważniejszej decyzji…

przeł. Justyna Czechowska

Przed czytelnikiem proza skandynawska do bólu najeżona emocjami, wypełniona nimi po brzegi, ociekająca wręcz skrajnościami i uczuciowymi kontrastami. Stig Dagerman raz zachwyca – szczególnie w chwilach, gdy w subtelny minimalistyczny sposób pisze o tym, co najważniejsze. By za chwilę wymęczyć, wytrząsnąć czytelnika niekończącym się jękiem swojego bohatera, jego kotłującą się rozpaczą i pożerającym pożądaniem. Od „Poparzonego dziecka” albo nie można sie oderwać, albo czytelnik czuje się nagle bez sił, wymięty, wykończony, jakby sam to wszystko przeżywał, jakby to jego pożerał ogień. Towarzyszy nam wahadło nastrojów samego bohatera: od euforii do smutku, od obrzydzenia do miłości. To daje ciekawy efekt otumanienia wymieszanego z przemęczeniem, zachwytu z nerwowością.

Na taką prozę nie sposób pozostać obojętnym, niemniej warto zaznaczyć, że z „Poparzonym dzieckiem” nie będzie to prosta i jednoznaczna przeprawa. Nie przez przypadek akurat ta powieść Stiga Dagermana była najszerzej komentowana spośród całej jego twórczości, dzieląc czytelników oraz krytyków na dwa skrajne obozy. Jedni „Poparzone dziecko” traktowali jako wyraz geniuszu i jeden z najpiękniejszych głosów szwedzkiej prozy, a drudzy nie pozostawili na nim suchej nitki, zarzucając edypowe konteksty i nadmierną egzaltację.

Sama po lekturze poczułam się zarówno wolna, jak i szczęśliwa, jakby ciężar spadł mi z barków, ale też jakbym przeżyła coś wyjątkowego. A to oznacza jedynie, że warto spróbować samemu zakosztować tej irytacji, tej nerwowości, tego rozdygotania i sięgnąć po „Poparzone dziecko”, kolejny tytuł Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich, który serwuje czytelnikowi prawdziwą ucztę.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.

**Zapraszam na film i na KONKURS.

Dodaj komentarz: