Bezsenne Środy: „Dom wszystkich snów” Wojciech Gunia – recenzja

Prozie Wojciecha Guni nie potrafię się oprzeć! To groza jak smakołyk nie do opisania – cierpka, słodko-gorzka, o nieokreślonej strukturze. Pożądam jej. I boję się. „Domem wszystkich snów” Gunia udowadnia po raz kolejny, że w niepokojącej dziwności nie ma sobie równych.

DOM WSZYSTKICH SNÓW

W tym domu wszystko jest możliwe. Nie ma adresu. Nie ma konkretnego miejsca. Tutaj pustka jest bytem samym w sobie, a czas krąży pośród zakurzonych, olbrzymich przestrzeni, pełnych cieni i nierozpoznawalnych kątów. Ludzie noszą maski, stwarzają pozory, czasami można ich wziąć za kukły, a czasem nie ma ludzi, tylko manekiny. W tym domu można natknąć się na zdeformowane istoty przepełnione cierpieniem. Wpaść na ściany i sprzęty jakby przybrudzone, zbutwiałe, zmatowiałe, pokryte kurzem, pyłem, zgnilizną minionych dni, które niby odeszły, a jednak osadziły się na wieczność. Wszystko zdaje się być jakieś mięsiste, mokre, mgliste… Jak to w domu wszystkich snów.

CZY STRASZY?

Z weird fiction, tym bardziej w duchu Guni czy Ligottiego jest tak, że trzeba poczuć ten klimat, tę atmosferę, te specyficzne wibracje. Sama przez długi czas nie czułam weirdu, czytałam te historie nie czując narastającej trwogi i niepojętej fascynacji. Kilka lat temu jednak coś się zmieniło – niezauważalnie, niedostrzegalnie, pewnego razu sięgnęłam po Lovecrafta, potem po Ligottiego, wreszcie po Gunię i nie było już mi do śmiechu. Miewam bowiem takie sny od czasu do czasu. Sny, w których wiją się labirynty niekończących się korytarzy. W których dźwięki są przytłumione, a słowa nierozpoznawalne. Kształty rozmyte, a twarze widziane jakby pod słońce. Nie lubię tych snów, a jednak zostają we mnie na długo i siedzą gdzieś na granicach podświadomości.

„Dom wszystkich snów” jest zbiorem takich opowieści – jakby Wojtek Gunia zaglądał pod podszewkę świata, za kotarę dziwności, dostrzegając wspólne nam wszystkim lęki i spisując je na papier. Czy straszy? Mnie przeraża dogłębnie.

NIE DLA KAŻDEGO

Ten zbiór nie jest dla każdego. Kto weirdu nie czuje, ten może wymęczyć, się wpaść nawet w rozpacz i czarną otchłań. „Dom wszystkich snów” jest specyficzny, intensywny, skondensowany. To jak wejść w gęstą mgłę i przebijać się przez te nieuformowane krainy, urwane gdzieś w połowie. Polecam jednak poznać chociaż jedno opowiadanie. Na początek idealnie sprawdzi się „Pokój Anny, który kusi tajemnicą, rodzinnym sekretem, a jednocześnie pokazuje całą wrażliwość i niepodrabialny warsztat prozy Guni. Możliwe, że przepadniecie, że to będzie Wasz klucz do drzwi skąpanych w dziwności koszmarów. A może nie. Wybór należy do Was.

Kto jednak prozę Wojtka już zna, kto zachwycał się „Powrotem” czy „Nie ma wędrowca”, ten w „Domu wszystkich snów” poczuje się… jak w domu właśnie. Cień nicości znów będzie szeptał gdzieś za plecami, pojawi się ten chłód na karku. Tak. Takie opowieści to smakołyki. Cierpkie. Słodko-gorzkie. Lepkie. Trochę nie do opisania, ale nie sposób im się oprzeć.

Wojciech Gunia znów pośród najlepszych. Bez dwóch zdań.

Dzisiaj nie zmrużą oka, bo błądzę w domu wszystkich snów.

O.

*Zapraszam na film!

Dodaj komentarz: