W Bezsenną Środę lektura straszna i niesamowita, jeden z klasyków współczesnego horroru – „Zwierciadło piekieł” Grahama Mastertona.
CHŁOPIEC W LUSTRZE
Bycie scenarzystą w Hollywood to nie jest łatwa fucha, a na pewno nie tak satysfakcjonująca, jak mogłoby się wydawać. Martin Williams na co dzień pisze scenariusze odcinków do popularnych seriali, ale skrycie marzy o musicalu, którego bazą byłoby tragiczne życie małego Boofulsa. Ta dziecięca gwiazda Hollywood lat 30. był jednym z ulubieńców widowni do dnia, gdy ni stąd, ni zowąd zamordowała go w makabryczny sposób jego własna babcia. Od tamtego momentu nikt jego historią nie chce się zająć, ale Williams nie odpuszcza, tym bardziej, gdy w jego ręce wpada lustro. Lustro, które nie tylko należało do samego chłopca, ale było świadkiem jego potwornej śmierci.
CZY STRASZY?
Graham Masterton potrafi wyprowadzić z równowagi! Do tej pory nie bałam się luster, ale po lekturze „Zwierciadła piekieł“ autentycznie spanikowałam kilkukrotnie spoglądając w nieruchomą taflę! Szczególnie pierwsza połowa powieści potrafi rozłożyć na łopatki, tym bardziej jeśli nieostrożny czytelnik sięgnie po książkę nocną porą. Masterton genialnie buduje nastrój – podrzuca legendy i zabobony związane z lustrami i światem zamkniętym wewnątrz nich. Samo tytułowe zwierciadło również obudowuje porządną dawką hollywoodzkiej klątwy. Wreszcie, nawiązując do klasyki, jaką jest „Alicja po drugiej stronie lustra“ podbija napięcie, rozwijając poszczególne wątki. Wisienką na torcie jest pojawienie się chłopca w odbiciu, jego śmiech lub łkanie w środku nocy, wreszcie tragiczne wydarzenia, do których zwierciadło doprowadzi. I chociaż druga połowa rozwija się w iście pulpowym kierunku, to całość potrafi wywołać dreszcze prawdziwego przerażenia.
JEST STRASZNIE, JEST PYSZNIE!
Lubię, gdy horror lub powieść grozy rozwija się, meandruje, zabiera czytelnika w fabularną podróż, gdzie niczego do końca nie można być pewnym. Tak właśnie kieruje sprytnie nami Graham Masterton serwując w „Zwierciadle piekieł“ diabelską przeprawę przez lustrzane piekło. Od niepokojącej atmosfery, przez niewyobrażalne wypadki, aż do wielkiego widowiskowego finału.
Żałuję, że mojej przygody z Mastertonem nie zaczęłam od „Zwierciadła piekieł“, bo po takiej lekturze przepadłabym jak śliwka w kompocie. Jeśli więc nie znacie jeszcze tej powieści, albo nie znacie powieści Mastertona, to nie popełniajcie mojego błędu, tylko łapcie i czytajcie – będzie strasznie, będzie pysznie, będzie idealnie!
O.
*Zapraszam na film!