Bezsenne Środy: „Final Girls. Ostatnie Ocalałe” Grady Hendrix – recenzja

W Bezsenną Środę „Final Girls. Ostatnie Ocalałe” Grady Hendrixa, powieść okrzyknięta najlepszym horrorem 2021 roku przez użytkowników portalu Goodreads. Czy zasłużenie?

„Ostatnia ocalała (final girl) – niedoszła ofiara mordercy z horroru, ostatnia i jedyna, której udaje się przeżyć.”

TERAPIA OCALONYCH

„Zastanawialiście się kiedyś, co się dzieje z taką ostatnią ocalałą? Kiedy już policja skreśli ją z listy podejrzanych, kiedy media wypuszczą jej zdjęcie z aparatem na zębach, pryszczami na twarzy i włosami, które aż proszą się o fryzjera, a te prędzej czy później trafią na okładkę jakiejś książki z gatunku true crime? Kiedy już skończą się marsze w blasku świec, minuty ciszy, a ktoąś zasadzi krzaczek ku pamięci? Ja wiem, co się dzieje.”.

O losach ocalałych wie dobrze Lynette, w końcu sama jest jedną z nich. Ba, należy do grupy wsparcia dla takich dziewczyn – dzisiaj już dojrzałych kobiet – które przed laty stawiły czoła największym koszmarom. Teraz próbują jakoś żyć. Próbują radzić sobie z traumatycznymi wydarzeniami. Wspierać się nawzajem. Ale… Koszmar jak to koszmar – znów do nich powróci, gdy jedna z ocalałych zniknie. Lynette gotowa jest zrobić wszystko, by chronić grupę i znów podejmuje się walki.

SLASHER UWZNIOŚLONY?

Zróbmy sobie mały test: Nancy Thompson, Sally Hardesty, Laurie Strode… Kto?

A teraz: Micheal Myers, Jason Voorhees, Freddy Krueger i… mogłabym tak wymieniać, a ich portrety od razu wyskakiwałyby Wam przed oczami i nic nie możecie na to poradzić.

Ostatnie ocalałe, tytułowe final girls versus seryjni mordercy, którzy polowali na nie w kolejnych odsłonach slasherów.

I to jest puenta powieści Grady’ego Hendrixa – podniecamy się seryjnymi mordercami, ich nazwiska i twarze pamiętamy całe życie, a ich ofiar (nawet tych, które przetrwały), już nie. To jest prawda, nie będę się z Hendrixem kłócić. Nie mówimy jednak o prawdziwym życiu, a o fikcji literackiej, o fikcji filmowej również, a życie i fikcja to dwie zupełnie różne płaszczyzny, które Grady celowo wymieszał.

Grady’ego Hendrixa cenię od lat – niech wybrzmi nawet z nutką egzaltacji to „uwielbiam Grady Hendrixa” – lubię słuchać i czytać jego wypowiedzi dotyczących horroru, jego analiz, spostrzeżeń. Nie muszę jednak ze wszystkim się z nim zgadzać. Hendrix bowiem w horrorze jest tym, kim dla thrillera jest Riley Sager. To szaleni postmoderniści, którzy uwielbiają rozkładać gatunki na łopatki, rozrywać je na strzępy, kijkiem szturchać to co zostało i tworzyć od nowa swoje mozaiki, współczesne i przewrotne. Czasami wyjdzie im coś pięknego i intrygującego, a czasami potwory Frankensteina, które obracają się przeciwko nim. I tak moim zdaniem jest z „Final Girls. Ostatnimi Ocalałymi” Hendrixa.

Panuje teraz moda na uwznioślanie historii prostych i nieskomplikowanych. Na horror inteligentny, bolesny, grzebiący się w traumach i psychologizowaniu. Nie ma w tym nic złego – pewnie tego dziś potrzebujemy. I o ile opowieści o opętaniach, wampirach, o zombie można uwznioślić, nadać ich symbolicznego wyrazu, to przy slasherach czy horrorach ekstremalnych… mijamy się z pierwotnym celem.

Pytanie, które postawię będzie być może kontrowersyjne: po co? Po co mam uwznioślać „Teksańską Masakrę Piłą Mechaniczną”, po co mam uwznioślać „Halloween” czy „Krzyk”? Po co mam wzruszać się Mary czy Sally, rozmyślać nad ich traumami, gdy ich losy nie służą wcale temu, by o nich pamiętać i rozpamiętywać. Slashery – o czym Grady Hendrix bardzo dobrze wie zresztą – mają wymiar symboliczny, operują na metaforach, na prostej rozgrywce między dobrem a złem. Grupa niewinnych (czytaj: dobrych) ludzi trafia w szpony jednostki lub grupy zaburzonej, odizolowanej, operującej poza systemem moralnym. Zaczyna się walka na śmierć i życie, drapieżnik i jego ofiary. Giną jeden po drugim, ale… Jednej z nich – wbrew wszelkiej logice, wbrew oczekiwaniom i wbrew wszelkich przeciwnościom – udaje się przetrwać, ba, być może pokonać zło. Wyzwala się z ciemności i odradza na nowo. Już nie tak naiwna, a świadoma tego, co może ją spotkać na życiowej drodze. Ona sama w sobie, dla mnie przynajmniej, jest ucieleśnieniem siły i woli przetrwania. Nie muszę rozmyślać o jej ranach, o bólu, o wspomnieniach, o ile nie służy to opowieści samej w sobie. Oglądanie czy czytanie slasherów ma mieć wymiar oczyszczający, katarktyczny, co powtarzam za każdym razem. Uwznioślanie ich dla samego uwznioślania mija się z celem.

Hendrix jest tego świadomy – mimo wszystko podejmuje z nami grę, dopasowuje się do współczesnego widza i czytelnika. Ta puenta, którą wspomniałam na początku prowadzi całą powieść od początku do końca. W końcu bohaterkami powieści są kobiety, które przetrwały piekło, a które jeszcze raz muszą stawić mu czoła, teraz na własnych warunkach. Tym razem też w innym wymiarze, „Final Girls. Ostatnie Ocalałe” to bowiem slasher z twistem, przewrotny i współczesny, postmodernistyczny, w którym autor puszcza oko do czytelnika na każdym kroku. Z jednej strony mamy wczuć się w rolę ofiar, z drugiej – jeśli jesteśmy świadomi podjętej z nami gry – możemy wspominać znajome filmy, do których wskazówki Hendrix zostawia nam na każdy kroku. Wracają w końcu bohaterki „Piątku 13”, „Halloween”, „Krzyku”, „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” czy „Koszmaru z Ulicy Wiązów” – ich imiona są może inne, ale historie podobne, odpowiednio pomieszane, żeby czytelnik miał frajdę z lektury.

Ostateczny efekt powieści jest ciekawy, dla mnie jednak – niewystarczający. To nie jest horror roku, ba, nie jest to horror miesiąca. Grady Hendrix pomieszał tu fikcję z rzeczywistością, trudno domyślić się konkretnego celu powieści. Nie do końca wiadomo, czy celem było uczulenie czytelników na to losy ofiar prawdziwych seryjnych morderców i współczesne fascynacje złem, czy zabawa gatunkiem i odniesienia do slasherów same w sobie. Wartość tej powieści zagubiła się, rozmyła, bo Hendrix nie chciał wydawać ostatecznej oceny ani komentarza.

Warto jednak zaznaczyć, że „Final Girls” to może być klucz do grozy dla kogoś, kto horror uznaje za krwawe bajeczki, dla kogoś kto byś może gardzi slasherami jako gatunkiem, dla kogoś, kto lubi horror uwznioślony i nowoczesny. Ja fanką nie jestem, ale wiem, że wielu z Was będzie co najmniej usatysfakcjonowana. I to mnie również ogromnie ucieszy. Zapraszam do dyskusji w temacie!

O.

Dodaj komentarz: