„Sroka” Elizabeth Day – recenzja

„SROKA” Elizabeth Day – domestic thriller z twistem i z przesłaniem. Może zaskoczyć, może rozdrażnić, może zmusić do rozmyślań.

W PERFEKCYJNYM DOMU

„Później, patrząc wstecz, widziała ten moment w ogrodzie jako ostatnią chwilę niebiańskiego szczęścia, zanim wszystko runęło. Zanim ich malutka, bezpieczna planeta zmieniła oś obrotu i posłała ich, koziołkujących w lodowatą ciemność. Ależ była głupia, że wierzyła w przyszłość! Szczęście jest ulotne i przemijające, o czym miała się przekonać, kiedy odnajęli pokój.”

Jake i Marissa to para idealna. On jest jej skałą, podporą, jej kotwicą. Ona jest wszystkim tym, czym on nie jest. On pracuje, ona szuka dla nich domu, wspólnego gniazda dla nowego wspólnego życia. I dziecka, które wkrótce pojawi się na świecie, jest tego pewna. Nowy dom jednak to duże finansowe wyzwanie i wtedy w życiu pary pojawia się ta trzecia – Kate. Od początku budzi w Marissie podejrzenia, śledzi ją, podąża jej ścieżkami. Wtrąca się w małżeństwo i zdaje się wiedzieć zdecydowanie zbyt wiele. Marissa pragnie chronić swojego szczęścia za wszelką cenę.

JEDNA SROKA SMUTEK WRÓŻY…

Jedna sroka smutek wróży… Tak zaczyna się popularna anglosaska wyliczanka, która tym równie popularnym ptakom nadaje nie lada symbolicznego znaczenia. Ta jedna sroka pojawia się w powieści Elizabeth Day i jest zwiastunem tego, co dopiero nadejdzie. Zwiastunem zawodu, smutku i rozpaczy. Wielkich nadziei i straconych złudzeń. Kataklizm zaczyna się od niepozornych znaków. A to dodatkowa, podrzucona szczoteczka do zębów w małżeńskiej łazience. A to buty rzucone nonszalancko w holu. A to niepozorna uwaga, która jednak kryje w sobie jakiś dziwny, absurdalny podtekst. Życie pary rozchodzi się w szwach, coś przestaje grać, gdzieś powstają rysy, pęknięcia, trudno jednak wyjaśnić co tak naprawdę się dzieje. Coś gotuje się pod powierzchnią i czeka, by wybuchnąć z rozpaczliwą siłą.

Elizabeth Day dobrze wie, jak dawkować napięcie, jak serwować kolejne zwroty akcji, jak doprowadzać czytelnika do białej gorączki, na skraj oczekiwania, by za chwilę uderzyć zupełnie znienacka. Podskórnie zdajemy sobie sprawę, że to wszystko jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Czekamy na kryzys, na atak, na koszmar. Mamy w pamięci ptasi, niefortunny omen, który bohaterka tak zaciekle zignorowała. Wreszcie, gdy nasze przewidywania nabierają kształtu, a pieczołowicie zbudowany świat zaczyna się sypać, to wtedy okazuje się, że nie byliśmy w stanie przewidzieć strat i ogromu zniszczenia, jakich staniemy się świadkami.

Więcej nic powiedzieć nie można – obrót perspektywy, przesunięcie punktu widzenia odmienia dla nas wszystko i tworzy w powieści zwrot, dzięki któremu „Sroka” nabiera intrygującej głębi. Kto spodziewał się typowej, obróconej wielokrotnie przez popkulturę opowieści o sublokatorce i kryzysie małżeńskim w tle, ten wyjdzie z lektury co najmniej zaskoczony. Elizabeth Day korzysta ze znanych tropów, ale uzupełnia je własnymi, osobistymi doświadczeniami, dzieli się bolesnym wspomnieniem, opisuje walkę, którą musiała podjąć. Literatura gatunkowa okazała się być dla niej narzędziem oczyszczającym, a sukces powieści i pochlebne recenzje udowodniły jedynie, że nie jest w tej walce sama.

Jako dla miłośniczki thrillerów i zażartej czytelniczki, „Sroka” jest dla mnie prawdziwą niespodzianką, satysfakcjonującą i dającą do myślenia. Jednocześnie zakończenie odebrałam jako nieco kontrowersyjne – nie jestem pewna, czy bohaterowie postąpili etycznie, czy miałam im współczuć, dopingować, czy może potępić? Dziwnie się czułam z ostatnim zdaniem, po kropce słyszałam jeszcze własne bicie serca i kilka dni rozmyślałam nad odbiorem całości. Jedno jest pewne – to thriller psychologiczny, który może szokować, może rozdrażnić, może też zasmucić, a ja jestem ciekawa Waszych emocji, bez dwóch zdań.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Książnica.

Dodaj komentarz: