Amerykański król white trash gothicu powraca z opowieścią, która łączy w sobie wszystko to, co najlepsze u tego wyjątkowego pisarza horroru ekstremalnego Jesteś dla mnie wszystkim Edwarda Lee to kwintesencja jego twórczości.
White trash gothic*. Kto raz pozna znaczenie tego zlepka słów, ten od razu domyśli się, do czego też zmierzam w owym tekście. Tak drogi czytelniku spragniony zdegenerowanej ekstremy! Znów zajdziemy dzisiaj gdzieś do serca samych Appalachów, do miasteczka, któremu daleko jest do jakiejkolwiek cywilizacji, gdzie nazwy dróg i traktów noszą robaczywe nazwy, do zgęstniałych lasów, których ścieżki i szlaki służą za kryjówkę mieszkańcom, a ci wyróżniają się pewnymi szczególnymi cechami Pędzenie bimbru, prostytucja, kłusownictwo to ich hobby, to ich praca, bo chociaż nie potrzebują wiele, to potrzebują tyle, by przeżyć. A przeżywają mnożąc się między sobą, przekazując genetyczne skazy i umiłowanie do wszelkiej degeneracji, bez jakichkolwiek hamulców moralnych kazirodztwa, alkoholizmu, narkomanii, zoofilii i innych intrygujących zjawisk nieczęsto penetrowanych przez zwykłych, cywilizowanych w pełni ludzi.
Easter Cutler żyła sobie spokojnie, z dziada pradziada, w starym domku w środku lasu, z dala od niepotrzebnej cywilizacji. U boku miała ukochanego męża, dla którego gotowa była zrobić WSZYSTKO, oraz córkę, która niestety zeszła na psy. Od dłuższego już czasu rodzina rozsypywała się w szwach i teraz Easter Cutler samotnie przemierza miejską drogę w poszukiwaniu sklepu elektronicznego. I tak napotka pisarza z misją, niejakiego Westmorea. Dla mężczyzny nienawykłego do tak odległych skrawków Ameryki będzie to nie lada przeżycie, którego z pewnością nie zapomni jeszcze długo.
I znów powraca mityczny niemal już dla Edwarda Lee Pisarz. Postać, która zawsze z przypadku staje się świadkiem wydarzeń, doświadcza niewyobrażalnych przygód i wyjeżdża z tych niewydarzonych zakątków amerykańskich rubieży bogatsza o co najmniej traumatyczne doświadczenia i historie, które kiedyś, być może, uda mu się ubrać w słowa (chociaż lepiej, gdyby zapomniał i wyparł wszystko, co go do tej pory spotkało). Zaznajomiony z prozą Lee czytelnik od razu zorientuje się w topografii całej opowieści, rozpozna znajome wątki, fragmenty, odniesienia, elementy innych historii. Las to ten sam las co zawsze, tylko może inna jego część. Czas poszedł naprzód, ruszyły się wskazówki zegarów epok i tylko bohaterowie pozostają tak samo niezmienni, tak samo pierwotni. Blubber to kolejny Bighead, tylko daleko mu jeszcze do jakiejkolwiek legendy. Easter Cutler to każda śmieciowa kobieta z lasu, która wraca we wspomnieniach do rodzinnych korzeni oraz nekromanckich praktyk, zaczerpniętych prosto od Samotnika z Providence. I nawet dom Craftera stoi cały, tylko wrzeszczy w ciemnościach Nie wspominając o odwiecznych tradycjach zemsty prosto z gór, na których czele stoi legendarny header (proszę, nie każcie mi nawet tłumaczyć tego motywu), którego natura łączy w sobie wszystko to, czego można spodziewać się po prozie mistrza trashowego gatunku.
Jesteś dla mnie wszystkim to kwintesencja stylu, tematyki i wszystkich niemal opowieści w duchu white trash gothic spod pióra Edwarda Lee. Ta niedługa nowelka skrywa w swoich zakamarkach wszystko to, o czym niby nie chcielibyśmy wcale czytać, ale co przyciąga nas, miłośników ekstremy, swoimi obmierzłymi, lepkimi paluchami i wciąga w tłuste, krwawe, pokryte ropiejącymi ranami wnętrze. Zapomnijmy o jakichkolwiek granicach horror ekstremalny z założenia jest transgresyjny, a w wydaniu Lee to trzeci, ba piąty poziom wtajemniczenia. Tutaj, w ciemnych, wilgotnych, brudnych lasach Appalachów rządzą spotworniałe prawa degeneratów, pełne hardcorowych konceptów, przerysowanej przemocy, która doprowadzona do skrajności nawet już nie przeraża, ale w jakiś sposób bawi. Flaki i gore? To normalka, ot, chleb powszedni, nic nowego pod zapyziałym słonkiem leśnej dziury.
Dla miłośników prozy Edwarda Lee stęsknionych za polskimi wydaniami jego książek Jesteś dla mnie wszystkim to prawdziwa perełka. Zapomnijcie o dobrym smaku, zapomnijcie o jakichkolwiek ograniczeniach tutaj nawet szepty Wielkich Pradawnych docierają przez zawilgotniały pryzmat wykrzywionego lasu.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo Blubber kopie w ciemnościach.
O.
️Jesteś dla mnie wszystkim Edwarda Lee upolujecie na stronie Wydawnictwa Dom Horroru. <3
*White Trash Gothic to fikcyjna nazwa stworzona przez Edwarda Lee, która jednak idealnie oddaje ducha jego opowieści i w zasadzie stanowi cały osobny podgatunek horroru ekstremalnego, jeśli komuś chciałoby się go zaszufladkować.
**Więcej Edwarda Lee na Wielkim Buku:
Bardzo mnie zaciekawiłaś tą recenzją
I o to właśnie chodziło! <3