Ta sama droga, ten sam kawałek lasu, ta sama przeklęta ziemia w kontynuacji „Miasteczka Nonstead” Marcina Mortki, który powraca do tej zapyziałej mieściny po ośmiu latach w powieści „Hellware”.
W KLESZCZACH NIEPAMIĘCI
Nathaniel McCarnish dawniej był twórcą poczytnych horrorów, potem trafił do Nonstead, a tam wszystko poszło nie tak, jak powinno. Teraz odzyskuje świadomość i zdaje sobie sprawę, że nie pamięta ostatnich dwóch lat, pracuje jako barman i nic nie skleja mu się do kupy. Czuje jednak, że ten stan niepamięci musi być jakoś powiązany z tamtym zapyziałym miasteczkiem i tam właśnie postanawia szukać odpowiedzi. W końcu każdy wraca do Nonstead, bo to przeklęte miejsce osadza się we krwi. Jego powrót to zaledwie początek piekielnej intrygi, w którą został uwikłany.
CZY STRASZY?
O ile „Miasteczko Nonstead” osaczało czytelnika atmosferą niepokoju i wspaniałej niesamowitej grozy, to „Hellware” w tej samej oprawie raczej zadziwia niż straszy, przyciąga, ale nie przeraża, przynajmniej nie do końca. To taki powrót do Twin Peaks, w którym znowu coś się rozpanoszyło, znowu coś syci się ludzkim cierpieniem, widać to w spojrzeniu mieszkańców, ale już jesteśmy świadomi, że to wszystko dymy i lustra. Atmosfery dziwności nadaje w „Hellware” zimowa aura miasteczka, która niby pogrąża wszystko w letargu, ale od razu można poczuć, że pod powierzchnią lodu kotłuje się ognista otchłań. Tej otchłani Mortka nadaje swoistą postać i to właśnie ona zdaje się być najciekawszym, niosącym bardzo współczesne przesłanie, elementem powieści i kluczem do rozwiązania zagadki. Ktoś słucha, ktoś widzi tysiącem oczu, ktoś pociąga za sznurki i znów zatracamy się w obłędnym kole opętania.
POŚRÓD DZIWNOŚCI
W Nonstead można przepaść, można się zagubić, można wejść w las i nigdy z niego nie wrócić. Mieszkańcy są jak zahipnotyzowani, pogodzeni z otaczającym ich złem, zobojętniali na wszelkie oznaki zdrowego rozsądku. Tak to już bywa, że lepiej pogrążyć się w odmętach niepamięci niż pamiętać o czymś, co krzywdzi, boli, co sprawia, że dostrzegamy swoje prawdziwe oblicze. W Nonstead na własne życzenie można stać się marionetką, oddać się we władanie ciemnych mocy, a one już dobrze wiedzą, jak wykorzystać niemoc duszy na swoją korzyć.
W „Hellware” Marcin Mortka po ośmiu latach wraca do Nonstead, by znów bawić się konwencją horroru, by znów wykorzystywać znajome wątki, rozpoznawalne motywy, ale na swój wyjątkowy sposób. To zupełnie nowy świat, nowa horrorowa jakość, której żaden wielbiciel gatunku nie powinien ominąć. Warto odwiedzić Miasteczko Nonstead, zawieszone gdzieś, nie wiadomo gdzie…
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo widzą, słyszą, kierują moimi myślami…
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Videograf.
**Zapraszam na film i na KONKURS!