„Koniec lata” Anders de la Motte – recenzja

Kryminały rodem ze Skandynawii charakteryzuje swoisty smutek. Naznaczone są rozpaczą, nieszczęściem, ludzkim krzykiem, który uwiera głęboko w środku, próbuje wydostać się na zewnątrz. Ciemność zdaje się towarzyszyć kolejnym bohaterom, bez względu na to, czy mowa tutaj o thrillerach polityczno-sensacyjnych, czy kameralnych opowieściach ze zbrodnią w tle. Niezależnie, czy chodzi o małą społeczność na uboczu cywilizacji, czy o północną metropolię to nie ma znaczenia smutek towarzyszy bohaterom na każdym kroku, mrok, od którego sami nie potrafią się uwolnić, a który zyskuje swoją spotworniałą reprezentację w kolejnych zbrodniach i bolesnych motywacjach.

Ten smutek odnaleźć można również w powieści Koniec lata Andersa de la Motte, który znany jest między innymi z trylogii miejskiej „[geim]”, „[buzz]” i „[bubble]”. Teraz pisarz powraca w rodzinne strony, do Skanii i małego miasteczka, które jest lustrzanym odbiciem bliskich jego sercu miejsc.

Lato 1983 roku chyli się ku końcowi, nadchodzi zmierzch, gdy mały Billy bawi się w ogrodzie. Z fascynacją pięcioletniego chłopca goni małego króliczka w trawie, ignoruje ponaglający głos mamy i znika pośród łanów kukurydzy, by słuch o nim zaginął. Rusza nieudolne śledztwo, tropów oraz podejrzanych brak i wreszcie przychodzi moment, gdy trzeba sprawę umorzyć. Dwadzieścia lat później, siostra Billyego Veronika prowadzi grupę terapeutyczną dla osób, które straciły kogoś bliskiego. Podczas jednej z sesji nieznajomy mężczyzna wspomina jej małego brata i w ten sposób wspomnienia wracają, wraca koszmar tamtego lata i pytania, na które nikt nie znalazł wtedy odpowiedzi.

„Koniec lata” Anders de la Motte, przeł. Milena Hadryan

Przygnębiająca rozpacz snuje się między kartami Końca lata niczym cień, przed którym nie ma ucieczki. Każdy z bohaterów naznaczony jest cierpieniem, uwikłany w przeszłość, która rzuciła klątwę na ich dorosłe, dojrzałe życie. Każdy nosi tu skazę, jakieś piętno, tajemnicę o zbrodni, która niby się nie wydarzyła, dowodów brak, ale jednak chłopiec zniknął, zapadł się pod ziemię, a dzieci tak po prostu nie rozpuszczają się w powietrzu. Melancholia codzienności, stracone złudzenia, plany, które nigdy nie mogły się ziścić Anders de la Motte pokazuje, jak utrata kogoś bliskiego może zburzyć podstawy świata, zdeformować postrzeganie dobra i zła, jak smutek może się sączyć i pożerać kolejne serca, kolejne sumienia.

Powieść Andersa de la Motte to ponury kryminał, w którym główną rolę odgrywają ludzkie, tłumione emocje. Uczucia, które piętrzyły się całymi latami żal, tęsknota, wyrzuty sumienia te, które osadzają się głęboko w duszy i pokrywają ją stopniowo ciemnością. Tytułowy koniec lata nigdy się nie nadszedł, on wciąż trwa zapętlony we wspomnieniach kolejnych postaci, w tym momencie, gdy zaginęło dziecko, gdy życie odwróciło swój bieg i nic nie mogło być takie, jak zawsze. Zmierzch nie przynosi ukojenia nocy, przyroda wstrzymała oddech, a z nią ludzie uwięzieni w przeszłości, jak w szklanej kuli, próbujący rozwikłać swoje sekrety, wykopać zagrzebane głęboko tajemnice.

Przejmująco realistyczny i nastrojowy Koniec lata napisany jest z wyczuciem, dzięki któremu czytelnik przenika do sedna opowieści o smutku, o powrotach i o śmierci.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca. <3

**Zapraszam na film i na konkurs!

Komentarze do: “„Koniec lata” Anders de la Motte – recenzja

  1. MIchał napisał(a):

    a sam tytuł „koniec lata” jest mocno oklepany w piosenkach i sztuce. Taka sekwencja ciepłegowodospadu wpadającego do zimnej topieli zimy

  2. Petunia napisał(a):

    Nic dziwnego, że snuje się tam widmo depresyjne, mam tak co roku gdy lato się kończy. 😉 Książka brzmi bardzo ciekawie, twoja recenzja zachęca, ale chyba sięgnę po nią dopiero na wiosnę, gdy pogoda za oknem i ogólny nastrój będą mniej przygnębiające… Sięganie po książkę o śmierci i smutku wcześniej mogłoby się dla mnie skończyć słabo, często chłonę nastrój z lektur które czytam. 🙂

Dodaj komentarz: