„Do wszystkich chłopców, których kochałam” Jenny Han – recenzja

Już dawno młodzieżowa opowieść nie była tak poczciwa i cukierkowo amerykańska jak w Do wszystkich chłopców, których kochałam Jenny Han.

Wiadomo, czasy się zmieniają. Wszystko pędzi naprzód i nawet dzieciaki i młodzież okoliczna zdają się szybciej rozwijać, dojrzewać, zajmować się sprawami dorosłych. Sięgając po literaturę przeznaczoną dla młodzieży nigdy nie można do końca być pewnym, czy trafi nam się brutalna, dystopijna powieść fantasy z miłosnym trójkątem w roli głównej, czy może przepełniona seksualnymi aluzjami historia miłosnych podbojów i stowarzyszeń opartych na łóżkowych doświadczeniach, czy do bólu życiowa historia o zdesperowanych dzieciakach ze społecznych nizin, w których co prawda nadzieja zawsze umiera ostatnia, ale które i tak nie kończą się dobrze. Poczciwe, zwyczajne opowieści o życiu, szkole, ot, rodzinnych perypetiach zdają się być w odwrocie, być może dlatego, że mają w sobie coś z lat 90., coś nieprzystającego do rozpędzonej rzeczywistości za oknem. Jednak od czasu do czasu trafiają się jeszcze takie perełki jak powieść Jenny Han.

Szesnastoletnia Lara Jean ma niezawodny sposób na miłosne perypetie i złamane serce. Każde nieudane uczucie, każde niefortunne zadurzenie podsumowuje pisząc list zaadresowany do sprawcy całego zamieszania i ukrywa je w pudle na kapelusze. Traktuje to jako rodzaj terapii antymiłosnej, przeznaczony tylko dla jej oczu. System działa idealnie, do czasu gdy pudło nagle znika. Jakby tego było mało ktoś zdecydował się wysłać listy Lary Jean i tak 5 chłopców z przeszłości otrzymuje nagle nietuzinkowe wiadomości, w których dowiadują się o sobie tego wszystkiego, czego dziewczyna nigdy nie powiedziałaby wprost.

To, co się później wydarza, to dziwaczny zbieg okoliczności. Katastrofa w zwolnionym tempie. Żeby coś mogło pójść tak niewiarygodnie źle, wszystko musi się skrzyżować i zderzyć we właściwym, a w tym wypadku niewłaściwym, momencie.

Seria niefortunnych, przezabawnych i przeuroczych zdarzeń tak można podsumować cały cykl doświadczeń miłosnych Lary Jean. Chłopcy, dzisiaj już dorastający młodzi mężczyźni, okazują się być o wiele dojrzalsi niż można by się po nich spodziewać i nawet sama bohaterka zaskoczona jest ich reakcją. Ożywają stare przyjaźnie, coś się kończy, coś się zaczyna, czyli zwyczajne miłosne sprawy młodych ludzi, nic dodać, nic ująć. Podczas lektury często jednak można odnieść wrażenie, że to wcale nie perypetie miłosne odgrywają najważniejszą rolę (pomimo samego tytułu), ale na pierwszy plan wysuwają się rodzinne relacje Lary Jean, jej dwóch sióstr i nieobecnego, zapracowanego, niemniej czułego ojca. To dynamika jaka rozwija się między nimi zdaje się napędzać całą fabułę i ostatecznie okazuje się mieć największy wpływ na wszystkich bohaterów.

„Do wszystkich chłopców, których kochałam” Jenny Han, przeł. Matylda Biernacka

Do wszystkich chłopców, których kochałam to słodka, leciuchna jak wata cukrowa opowieść, która swoją prostotą przemówi nie tylko do młodocianych serc. Jenny Han wykreowała bohaterkę, która jest zwykłą, dorastającą dziewczyną, gdzieś na granicy dziewczęcości i dorosłości. Rodzina, szkoła, przyjaźń, miłość, myśli o nadciągającej przyszłości czyli wszystko to, na co składa się zwyczajne życie nastolatki. I to wcale nie tak, że nic naszej Lary Jean nie wyróżnia, bo jej historia miewa również mgliste cienie przeszłości, konflikty wewnętrzne i kulturowe rozdarcie, które idealnie dopełniają tę powieść i nadają jej niezapomnianego obyczajowego posmaku.

Dla dziewczyn, które wchodzą w dorosłość, a którym brakuje ciepłych, pełnych uroku historii Do wszystkich chłopców, których kochałam będzie jak znalazł!

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Kobiecym. <3

**Zapraszam na filmik i KONKURS!

Komentarze do: “„Do wszystkich chłopców, których kochałam” Jenny Han – recenzja

Leave a Reply to Kasia StasiaCancel reply