Garstka dzieciaków stawia czoło siłom ciemności w przygodowej powieści grozy, która podobno zainspirowała twórców serialu Stranger Things Letnia noc Dana Simmonsa.
Kusi mnie, żeby napisać a miało być tak pięknie. Bo mogło być pięknie. Naprawdę
Lato 1960 roku, miasteczko Elm Haven w stanie Illinois. Rok szkolny dobiega końca dla uczniów Old Central School i tym samym dobiega czas samego gmachu szkoły, który ma zostać zamknięty, wyburzony, a sama szkoła przeniesiona w inne miejsce. Mroczny, stary budynek z tajemniczą historią od lat inspirował miejscowe legendy, ale raczej nikt by nie przypuszczał, że może mieć coś wspólnego z zaginięciami dzieci. A dzieci zaczynają znikać i ginąć w dziwnych, niepokojących okolicznościach. Kiedy dorośli udają, że nic złego się nie dzieje, to grupa dzieciaków próbuje rozwikłać sekret Old Central School i tym samym zwraca na siebie uwagę czających się w korytarzach szkoły sił ciemności.
Dan Simmons miał szansę stworzyć horror, który przejdzie do historii literatury grozy, tak jak przeszła inna kultowa powieść o podobnej tematyce, czyli To Stephena Kinga. O ile jednak Król Horroru poradził sobie z tematem, udźwignął fabularnie samą opowieść (pomimo pełnego absurdów zakończenia), to Dan Simmons nie uniknął niestety wymęczenia swojego czytelnika detalami bez znaczenia, którymi przepełnił swoją powieść. Letnia noc drąży niektóre sceny, przedłuża je w nieskończoność do tego stopnia, że całość staje się miejscami nudna. Miewa momenty, które wywołują w czytelniku bolesny niemal niepokój, miewa sceny, które mrożą krew w żyłach, tylko efekt, jaki mogłyby uzyskać rozcieńczają przemyślenia i emocje bohaterów, niekończące się opisy, którymi Simmons pastwi się nad czytelnikiem.
Kilka niepokojących scen, które zliczyć można na palcach jednej ręki, świetny pomysł fabularny, niestety rozdęty do granic możliwości i bohaterowie, których trudno odróżnić od siebie nawzajem Letnia Noc Dana Simmonsa więcej obiecuje niż jest w stanie przekazać wymagającemu czytelnikowi. Miałam nadzieję na wartką lekturę pełną niesamowitości, na horror z krwi i kości, a otrzymałam rozwleczoną do granic możliwości powieść przygodową z elementami grozy, przeciętną w ten przykry sposób, jak to bywa z książkami, za którymi kryją się doskonałe pomysły, ale niezbyt udane rozwiązania. Dan Simmons przeszarżował, poplątał się, czym odebrał całości tej strasznej, brutalnej nuty, którą udało się utrzymać Stephenowi Kingowi, pomimo słusznej objętości i absurdów ujętych w To. Szkoda, bo zamysł fabularny był, podobnie jak miejsce oraz czas wydarzeń i tajemnica ukryta za murami gmachu Old School Central. Na szczęście sama Letnia noc stała się inspiracją pod inne opowieści, które skorzystały z jej porzuconego potencjału.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo dzwony biją w Elm Haven.
O.
Zgadzam się z tym, co piszesz. Mając w pamięci „Terror”, który był genialny, spodziewałam się wiele więcej po tej książce. Druga połowa była okej, ale zanim zaczęło się coś dziać to prawie zasnęłam jakieś pięć razy 😀
No więc właśnie – to zasypianie i ziewanie to nie jest najlepsza rekomendacja, a mi przytrafiło się dokładnie to samo. 😀
Szkoda że to nie aż taka rewelacja, liczyłem na jakiś nowy hit pokroju „Terroru”… Może następnym razem. Ale chyba i tak przeczytam, jak będzie okazja. 🙂
Niestety – przegadana, rozwleczona, chociaż ma swoje mocniejsze momenty. 🙂 Przeczytaj i daj znać, czy spodobało Ci się!
„Letnia noc” Dana Simmonsa to jednak nie to co miało być… ale powiem Ci, że mi się podobało. 🙂 Może to nie najlepsza książka wszechczasów, ale miało swoje do powiedzenia. Tylko ta pierwsza połowa nieco gorsza i ciężej się czytało. Za długo się rozkręca.
Pierwsza połowa ma swoje kilka świetnych momentów, ale tyle tam przegadania!!! Rozwiązanie zagadki mocno mnie zawiodło…