Bezsenne Środy: „Instytut” Stephen King PREMIEROWA recenzja patronacka

Stephen King przyzwyczaił już swoich fanów do wykraczania poza utarte ramy horroru i tym razem znów nie straszy, ale snuje za to opowieść o spiskach na światową skalę, o eksperymentach i programach rządowych, które odmieniają rzeczywistość nadszedł czas, by przekroczyć bramy Instytutu.

Witajcie w Instytucie! Specjalnym ośrodku eksperymentalnym dla wyjątkowych, uzdolnionych dzieci. Co prawda warunki są tutaj dość ludzkie, to jednak sama placówka znajduje się w środku lasu, gdzieś w Maine, skąd nie ma ucieczki. A dzieci? Ekipa Instytutu wybiera je spośród milionów innych dzieciaków w Stanach Zjednoczonych, bacznie obserwuje, a potem zabiera, gdy przyjdzie na nie pora. Specjalne oddziały utylizują ich rodziny, a dzieci stają się pacjentami na niełasce personelu medycznego Instytutu. Poddawane są specjalnym badaniom, dostają zastrzyki, tabletki, ale ostatecznie i tak trafiają do tzw. Tylnej Połowy, by tam zniknąć na zawsze. Kiedy dwunastoletni Luke Ellis ląduje w Instytucie od razu wie, że jego celem jest ucieczka. Za wszelką cenę.

Stephen King to jeden z największych gawędziarzy światowej literatury, a Instytut to kolejny dowód na to, że Król Horroru po mistrzowsku operuje słowem. Co prawda nie straszy już czytelników tak jak dawniej, ale zachęca kolejne pokolenia, by sięgały po jego opowieści. Instytut to kaliber lżejszy w każdej formie powieść młodzieżowa, na tyle, na ile Stephen King może napisać młodzieżówkę. Kto czytał Carrie, Christine, nowelę Ciało czy nawet nowsze powieści jak Joyland lub Pudełko z guzikami Gwendy ten wie, że King nawet historie o dorastających młodych ludziach potrafi nasycić strachem, bólem, osobistą tragedią i śmiercią. Natomiast W Instytucie zabrakło tej grozy, zabrakło pazura dorosłości, pomimo tego, że przebywamy w ośrodku eksperymentalnym, pomimo tego, że stawki są tutaj najwyższe od początku główny bohater tchnie w nas nadzieję i pozwala uwierzyć, że można z tego serca Maine jakoś uciec, odzyskać swoje życie.

przeł. Rafał Lisowski

Miłośnicy horroru, Bezsennych Śród i Króla Horroru w Instytucie odnajdą więcej motywów science fiction niż grozy i strachu jako takiego, niemniej Stephen King serwuje nam spójną opowieść, która nawiązuje do wątków poruszonych w jego wcześniejszych powieściach, jak Łowca snów czy Podpalaczka. Całość ma w sobie atmosferę żywcem wyjętą z serialu Z Archiwum X, bo mamy tu spisek na światową skalę, mamy tu ośrodek, o którym wiedzą jedynie wybrani, mamy tu dzieciaki o wyjątkowych zdolnościach. Myślę, że to właśnie ten motyw uprowadzonych dzieci robi na czytelniku największe wrażenie, bo przypomina o wszystkich tych dzieciakach, które znikają co roku na całym świecie, a o których wszelki słuch ginie. Przypomina o współczesnym niewolnictwie, o wykorzystywaniu dzieci do niecnych celów, pozbywaniu ich niewinności oczywiście o ile pozwolimy sobie na takie myśli przy lekturze, bo sama powieść nie prowadzi nas w tym kierunku bezpośrednio.

Kto tak jak ja wyczekuje każdej kolejnej książki Stephena Kinga, ten po Instytut sięgnie z ciekawości, z potrzeby oczekiwania. Kto dopiero zaczyna przygodę z Królem Horroru, a bać nie lubi się za bardzo, ten w Instytucie znajdzie wszystko, co powinien. Wciągnie go, ale nie przytłoczy, a jednocześnie ukaże Wam warsztat Króla Horroru w całym majestacie, bo ten facet wciąż potrafi hipnotyzować opowieścią jak nikt inny. A jeśli planujecie zarazić kogoś miłością do Kinga, a boicie się, że jest za młody na Lśnienie czy Cmętarz Zwieżąt, to z Instytutem nie musicie się obawiać będzie doskonałym wyborem na początek przygody dla nowego pokolenia kingowych fanów.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo czekam i czekam na ten kingowy horror, a ten wciąż nie nadchodzi.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Albatros. <3

**Zapraszam na film i na KONKURS!

Komentarze do: “Bezsenne Środy: „Instytut” Stephen King PREMIEROWA recenzja patronacka

  1. Lucyna napisał(a):

    Czasem zastanawiam się, dlaczego King tak często wydaje nowe pozycje. Z jednej strony, jako jego wielka fanka, cieszę się ogromnie, z drugiej zaś mój portfel cieszy się mniej 😀 Instytut już do mnie idzie, czekam z niecierpliwością 🙂
    Przy okazji zapraszam na portal http://www.czytelnika.pl – może uda się znaleźć ciekawe recenzje, które wydłużą ksiązkową listę życzeń 🙂

  2. Goska napisał(a):

    Przeczytalam tylko 4 ksiazki Kinga I najlepsza byla „Zielona mila” tak film jak I ksiazka.
    Glowny bohater John Coffey czarnoskory olbrzym, ktory zostal skazany za gwalt I mord na dwoch malych dziewczynkach, jest tak naprawde zgubionym, duzym dzieckiem, ktory nie wie za co I dlaczego znalazl sie w wiezieniu. Spodobal mi sie ten niewinny olbrzym jak I glowny klawisz Paul Edgecombe, ktory wierzy w niewinnosc osadzonego.

  3. ToTemat napisał(a):

    Ta książka była ta bzdurna i tak nielogiczna na każdym korku że oceniłem ją na 2. Była sprzeczna logicznie w fabule sama ze sobą i nie miała żadnych podstaw logicznych w niczym. Był to totalny bubel jak większość gniotów tego autora – zyskał sławę tylko przez realizacje filmowe a i to bo łatwo realizować fasadowe pomysły. Autor ma pomysł i nigdy go logicznie ani tym bardziej inteligentnie nie jest w stanie pociągnąć. To samo napisałem na Yt. Daleko mu do Hofmana (autora, a nie reżysera).

Leave a Reply to Olga KowalskaCancel reply