Bezsenne Środy: „Rytuał” Graham Masterton – recenzja

Opowieść z jedzeniem w tle, kanibalistyczno-mistyczna powieść drogi, czyli Graham Masterton zaskakuje mnie bardzo pozytywnie w swoim „Rytuale”!

przeł. Danuta Górska

TYLKO DLA SMAKOSZY

Charlie jest inspektorem kulinarnym – od lat jeździ po Stanach Zjednoczonych, od kajpy do knajpy, od restauracji do restauracji, by kosztować kolejne potrawy i wystawiać oceny. Tym razem podróżuje z nastoletnim synem Martinem, a wspólny wyjazd ma ich w końcu zbliżyć do siebie. Odgrzewanie ojcowskich uczuć nie idzie mu zbyt dobrze, tym bardziej, że kolejne odwiedzane lokale raczej obrzydzają niż zachęcają do jedzenia. Jednak w jednym z niedużych miasteczek ojciec i syn natykają się na kuszącą nazwę – Le Reposoir. To ekskluzywny klub kulinarny, tylko dla smakoszy, tylko na specjalne zaproszenie. Chociaż wszyscy wokół próbują wyperswadować Charliemu to miejsce, ten dostaje obsesji, nie zdając sobie sprawy, że niebawem straci o wiele więcej niż tylko okazję na wyrafinowany posiłek.

CZY STRASZY?

„Rytuał” to nieco przerysowany horror z krwi i kości i mięska przy okazji. Nie do końca straszy, ale w tym przypadku liczy się bardziej efekt tajemnicy i budowania napięcia niż czysty strach jako taki.

Graham Masterton bardzo ciekawie buduje całą fabułę – z jednej strony od pierwszym chwil dokładnie wiemy, co spotka bohaterów w legendarnym Le Reposoir, ale z drugiej – nie jesteśmy pewni z czym tak naprawdę przyjdzie nam się zmierzyć. Kanibalizm bowiem miewa różne oblicza, a to, które wybrał Masterton okazuje się jednym z najbardziej zaskakujących.

Z MIĘSNYM POZDROWIENIEM

Dekadencka atmosfera eksluzywnego klubu kulinarnego, zdziwaczałe towarzystwo, jakie kręci się wokół bohaterów, zabite dechami małe miasteczka, które gotowe są trzymać swoje sekrety blisko, bliziutko… „Rytuał” nie jest może powieścią z gatunku wybitnych, jak „Nie ma wędrowca” czy „Dunkel”, ale to jest po prostu najlepsza horrorowa rozrywka, na jaką można trafić. U Mastertona wszystko jest na swoim miejscu, a element zaskoczenia i nieoczywisty finał sprawiają, że „Rytuał” po prostu cieszy czytelnika.  Ta historia bywa karykaturalna, nieco przerysowana, z elementami gore, ale fabuła poprowadzona jest po mistrzowsku. To tylko udowadnia, że Masterton jest dość nierównym twórcą, takim, którego warto odkrywać, bo nigdy nie wiadomo na co się trafi.

„Rytuał” polecam z zastrzeżeniem, bo przecież nie każdy w kanibalizmie się odnajdzie. Ja się odnalazłam.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo słyszę chrupanie, podgryzanie, mlaskanie…

O.

*Zapraszam na film!

Dodaj komentarz: