Bezsenne Środy: „Bezimienni” Ramsey Campbell – recenzja

Opowieść o zdesperowanej matce, o dziecku, które miało już nie żyć i sekcie, która nie odpuszcza – „Bezimienni” Ramseya Campbella.

W SZPONACH BEZIMIENNYCH

Barbara przed laty straciła ukochanego męża, by w niedługim czasie stracić też jedyne dziecko, malutką córeczkę Angelę. Ktoś zabrał jej dziewczynkę, skrzywdził i teraz zostawił na pastwę rozpaczliwej samotności. Barbara mimo wszystko pogodziła się z największą możliwą stratą i po latach próbuje sobie radzić, skupiając całą uwagę na swojej karierze. Pewnego dnia jednak odbiera telefon, który zmienia wszystko. Telefon od jej zmarłej przed laty córki. Czy to możliwe, że Angela wciąż żyje?

CZY STRASZY?

Z „Bezimiennymi” sprawa wydaje się prosta. Przed czytelnikiem powieść, która stanowi ciekawą mieszankę gatunkową – dreszczowiec z nutką niesamowitości, w którym na pierwszym miejscu wybija się to najbardziej przejmujące uczucie strachu o los swojego dziecka. Desperacja matki zdaje się być podstawą emocjonalną „Bezimiennych”, których akcja przenosi nas w lata 60. i 70. XX wieku, czas, w którym temat sekt porywających dzieci był tematem głośnym i działającym na wyobraźnię. Ludzie poszukiwali ukojenia duchowego w najdziwniejszych możliwych miejscach. Niejednokrotnie dochodziły do opinii publicznej głosy o ofiarach z ludzi, aktach kanibalizmu czy zbiorowych samobójstwach. W powieści mamy do czynienia właśnie z taką sektą – bezlitosną w swoich działaniach, przerażającą w swojej ślepej wierze. Krwawe rytuały, brutalne morderstwa, makabryczne tortury są jedynie wstępem do ich zwyrodniałego świata niepojętego szaleństwa, który być może dzisiaj nie robi już takiego wrażenia, ale przed laty z pewnością potrafił przerazić.

MIĘDZY GATUNKAMI

Jest taka scena w „Bezimiennych”, która świetnie oddaje atmosferę tej powieści. Barbara jedzie z malutką Angelą metrem. Dziecku przypatruje się jakaś kobieta o rozbieganych oczach, na której twarzy Barbara dostrzega szczere obrzydzenie. Obrzydzenie na widok jej małej, śmiejącej się córeczki.

Ta scena pokazuje, jak wynaturzona jest rzeczywistość wokół bohaterów – jak wrogi potrafi być świat, jak okrutni i uszkodzeni ludzie, których mijamy każdego dnia. Barbara nie spodziewa się tego, co nadchodzi, ale odczuwa niepokój i ten niepokój zagnieżdża się również w sercu czytelnika. Ramsey Campbell nie owija w bawełnę, wystawiając swoich bohaterów na najgorsze możliwe próby. Ukazuje również jak skupiona na swoich chorych celach sekta przekształca kogoś czystego i niewinnego w postać okrutną i pozbawioną jakichkolwiek skrupułów. Atmosfera gęstnieje ze strony na stronę, a im dalej zapędzamy się z Barbarą w poszukiwaniu prawdy, tym bardziej ponura staje się wizja jej przyszłości.

Co prawda „Bezimienni” nie gwarantuję fajerwerków, ale z zaintrygowaniem śledziłam losy matki i córki, mając od początku na uwadze kontekst społeczno-historyczny fabuły. Dopiero w tym kontekście tak charakterystycznej epoki lat 60. i 70. XX wieku „Bezimienni” nabierają tego dodatkowego znaczenia, które pozwoli im Wam przeżyć kilka chwil czystej i szczerej grozy.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo nikt nie jest bezpieczny.

O.

*Zapraszam na film!

Dodaj komentarz: