Stephen King powrócił, by wraz w duecie z Richardem Chizmarem zakończyć trylogię Gwendy. Nadszedł więc czas, byśmy i my pożegnali się z Gwendy Peterson, z jej tajemniczym pudełkiem z guzikami i jegomościem w meloniku – „OSTATNIA MISJA GWENDY” już czeka!
OSTATNIA MISJA
Jest rok 2026. Gwendy Peterson, znana pisarka i uznana senator USA, za chwilę wyleci w kosmos, by wraz z garstką wybranych, uprzywilejowanych pasażerów rakiety dołączyć na nową stację kosmiczną MF-1. Gwendy ma również innego, cichego towarzysza – w kosmos zabrała pudełko. To pudełko, które tak odmieniło jej życie, gdy była dziewczynką. To pudełko, które pojawiło się, gdy zaczynała polityczną karierę. Teraz przed Gwendy najtrudniejsze wyzwanie – z pudełkiem coś jest nie tak, podobnie jak z siłami, które nimi rządzą, a sama Gwendy zmaga się z postępującą chorobą. Czy uda się jej doprowadzić misję do końca?
POŻEGNANIE Z GWENDY
Seria o Gwendy już od samego początku ściągała czytelników na manowce. Wydawało się, że będzie to lekka, niezobowiązująca lektura, jedna z tych opowieści, które są trochę jak przerywnik w karierze wielkich pisarzy, kaprys, który odejdzie w zapomnienie. Okazało się jednak, że Stephen King i Richard Chizmar ukryli niejednego asa w rękawie, a swoją trylogię naznaczyli niepokojącą ciężkością, którą przy bliższym poznaniu trudno wyrzucić z głowy. Historia Gwendy kontynuuje się i dobiega końca, a każda jej odsłona ma inny wydźwięk, zostawia po sobie inny posmak. „Pudełko z guzikami Gwendy” wiało grozą znaną z kingowych opowieści, zakorzenione w Castle Rock wydawało się wstępem do wielkiego niepojętego horroru. „Magiczne piórko Gwendy” (napisane wyłącznie przez Chizmara) miało kryminalny sznyt opowieści o małej społeczności. A „Ostatnia misja Gwendy”?
Stephen King i Richard Chizmar kończą swoją opowieść z prawdziwym rozmachem. Gwendy Peterson leci w kosmos – absurdalny pomysł? Myślę, że zaskakujący, miejscami szczerze wzruszający, ale przede wszystkim domykający klamrą losy tajemniczego pudełka, którego tymczasowi właściciele dzierżyli w rękach losy świata. Teraz pudełko nabrało mrocznej i druzgoczącej mocy, mocy, która wpłynęła destrukcyjnie na każdego, kto się z nim zetknął, nawet na jegomościa w meloniku. A ten przecież do tej pory wydawał się być nietykalny, nieśmiertelny. Chizmar i King przypominają, że przeznaczenie dopada każdego i wszystko wokół, dobro staje naprzeciw zła i jak to bywa przy ostatnich konfrontacjach – wymagają największych ofiar.
Bywało niespiesznie, bywało zaskakująco, bywało melancholijnie… Pożegnanie z Gwendy jest satysfakcjonujące i odpowiednio zwięzłe, jak na trylogię Kinga i Chizmara przystało. Każdy w finale dorzucił coś od siebie. King – współczesne nawiązania, Chizmar – atmosferę tajemnicy i niedopowiedzeń. Szkoda, że tym razem autorzy nie opatrzyli historii posłowiem, nie podsumowali tej przygody tak, jak mieli w zwyczaju, ale widocznie uznali, że wszystko zostało powiedziane, wszystko zostało napisane, a wnioski czytelnicy wyciągną sami.
To niby niestraszna trylogia, w której między słowami czai się terror. Jedna z tych nieoczywistych opowieści, które czytane osobno są jak rozsypane elementy układanki – pełny obraz natomiast otrzymamy dopiero na samym końcu.
O.
*We współpracy z Wydawnictwem Albatros.