
Między thrillerem a grozą, cieniutka granica, na której bujają się TE STRASZNE KSIĄŻKI.

„Nie bierz nic z takich miejsc” Przemysław Borkowski
Z takich miejsc nie można niczego zabierać. Serio. Z jakich miejsc, zapytasz? Z miejsc nawiedzonych, potencjalnie dotkniętych przez obecność. Dlaczego nie można? Ano dlatego, że jak zabierzesz cokolwiek, to moc tego miejsca może obrócić się przeciwko tobie. Nie wierzysz? To przeczytaj najnowszą powieść Przemysława Borkowskiego. Przekonasz się, że nie trzeba wierzyć, żeby jeden głupi gest odbił się rykoszetem po życiu twoim i twoich bliskich. Nie. Nie bierz nic z takich miejsc.

Dominika i Marcin prowadzą popularny kanał na YouTube. Chodzą po miejscach odludnych, strasznych i niepokojących. Kręcą tam materiały i cieszą swoją publikę. Teraz trafili na prawdziwą żyłę złota – starą, opuszczoną kaplicę w środku lasu. Kaplicę, która jest zdewastowana. I… dziwna. Wszystko w niej bowiem jest jakby na opak – nie przynosi nadziei, ale poczucie… cienia. I zła. Być może dlatego Marcin decyduje się podnieść z ziemi krzyż, który tam leży. Wbrew Dominice, która zna najważniejszą zasadę eksploracji takich miejsc: nie można niczego zabierać ze sobą.
Jeden gest, jedna decyzja i koniec wszystkiego, na co Marcin liczył.
Ufff! Pierwsza połowa tej powieści to jest horror. Taki z krwi i kości. Przemysław Borkowski rysuje przed nami obraz młodego mężczyzny, który łamie zakaz i nie zdaje sobie sprawy, że od teraz jego życie wypełnią wydarzenia niepokojące, niewyjaśnione i dramatyczne. Nie będzie mógł ufać własnym zmysłom, a śledztwo związane z kaplicą poprowadzi go w kierunku ciemności. Być może to ta tematyka – religijna sekta, zbrodnia sprzed lat, odwrócony porządek rzeczy – to zawsze wywołuje u mnie ciary i sprawia, że chcę spać przy zapalonym świetle. I nie pomógł fakt, że druga połowa powieści rozwiązuje kolejne części zagadki. Borkowski po prostu straszy. I robi to dobrze.
Przy lekturze przypomniał mi się taki film sprzed lat – „Stygmaty” – z Gabrielem Byrnem w roli głównej. Tam również religijny artefakt trafił w ręce przypadkowego odbiorcy i odmienił jego życie. Tyle że w „Nie bierz nic z takich miejsc” nie było walki dobra ze złem. Tu wszystko jest dookreślone od początku. Zło przybrało postać, zło ma swoją twarz. Tylko do czytelnika należy, czy uwierzy w to, co spotkanie ze złem niesie, czy odwróci wzrok.
Przemysław Borkowski dał czadu. Stworzył mroczny thriller psychologiczny, w którym groza wydaje się być namacalna, niemal hipnotyzująca. To już nie jest oscylowanie na ostrzu gatunku – to jest fantastyczne połączenie jednego z drugim w takim sposób, że czytelnik boi się, czuje dreszcze, w końcu czuje to, czym dreszczowiec powinien być. Zapiszcie sobie do kajetów, bo to jeden z moich najlubieńszych tytułów w tym roku, jeśli nie najulubieńszy do tej pory.
„Misery” Stephen King
Kto jeszcze nie zna Annie Wilkes, ten musi ją poznać. To bardzo sympatyczna i urocza miłośniczka pewnej literackiej serii romansów, która potrafi też… zamieniać się w potwora! A przynajmniej jej oczy spowija ciemność, a uśmiech zamienia się w grymas. I tak się składa, że jej ukochany pisarz właśnie uśmiercił jej równie ukochaną bohaterkę. I teraz on za to zapłaci. A zawierucha śnieżna, odcięta od świata droga i śnieżyca za śnieżycą tylko ułatwią Annie zemstę.
„W szponach” Izabela Janiszewska
Połączenia thrillera psychologicznego z psychologiczną grozą. O matce i dziecku, obleczonych żałobą. O przyczajonym złu. Tytuł mocny i przejmujący, o jednej decyzji, która rozpoczyna łańcuch wydarzeń nie do zatrzymania. O krzywdzie, o zemście, o wstydzie, o bólu, o wielkim strachu. I z twistem jakich mało.
„Tylko ona została” Riley Sager
Nie mogło w tym zestawieniu Sagera zabraknąć. W końcu on jest mistrzem dekonstrukcji gatunkowej i łączenia grozy z dreszczowcem. Tym razem bawi się motywem gotyckim. Stara zbrodnia, rozpadająca się rezydencja na klifie i… szepty, kroki, zjawy w ciemnościach. Zagadka morderstwa sprzed lat ma w sobie zaskakujący zwrot akcji.

„Osada” Michał Śmielak
Brrr… Od tej powieści robi się zimno! Zima stulecia, mała osada, seryjny morderca pośród śniegu. Ale jest też legenda. O tej co wyje w lodowych ciemnościach i porywa tych, którzy pójdą za jej głosem. Całość czyta się jak horror – dziadek, który snuje opowieści, wioska odcięta od świata i ktoś (a może coś?), kto poluje i wcale nie zamierza przestać. A pomocy znikąd! Genialny tytuł!
„Rebeka” Daphne du Maurier
Nie mogło zabraknąć tej fenomenalnej klasyki w tym zestawieniu. To wszystko przez posiadłość Manderley na kornwalijskich klifach, przez tytułową Rebekę i jej brudne tajemnice. I atmosferę niedopowiedzeń, sekretów, bólu pośród murów. Daphne zapoczątkowała tą powieścią gatunek thrillera małżeńskiego, domestic thrillera i niewiele tytułów kiedykolwiek później doskoczyło do jej poziomu.
„Szeptacz” Alex North
To jest bardzo sprytne połączenie kryminału z grozą! I to jaką grozą! Historia okrutnego seryjnego mordercy dzieci zwanego Szeptaczem. Dlaczego? Ano dlatego, że dzieci słyszały jego szept pośród nocy. I wtedy znikały! Jest tu mroczne śledztwo, jest tajemnica, która osadza się w wyobraźni czytelnika. Cała fabuła wciąga, straszy i gra na emocjach.
„Za zamkniętymi drzwiami” B.A. Paris
W końcu przeczytałam za Waszą namową! A w zasadzie przesłuchałam, na jednym długim wdechu. Co to za chora fabuła! On i ona. Wydają się idealną parą. Tylko w jej oczach czai się strach. A w jego? Skrajny psychopata. I on ma plan. Plan, w którego udziale ma wziąć zarówno jego nowa żona, jak i jej siostra. To, co sobie wymyśliła Paris nie mieści mi się nawet w ramach wyobraźni. Tak. Chore na głowę. I ciary przechodzą cały czas.

„Terapia” Sebastian Fitzek
To jedna z tych powieści, w której zmysły zawodzą bohatera, tym samym wszystko co widzi zwodzi i nas, czytelników. Córka wybitnego psychoterapeuty zniknęła przed laty. On pogrążył się w depresji, zarzucił praktykę, stał się duchem samego siebie. I przeniósł na odludzie. Ale. Teraz ktoś go odnalazł. I być może wie, co przytrafiło się jego dziecku. Wystarczy jedynie terapia… Fitzek zarzucił tak straszną historią, że po lekturze długo chodziłam oszołomiona.
„Milczenie owiec” Thomas Harris
Niektórzy traktują tę historię niczym horror. I nic w tym dziwnego! Seryjny morderca kobiet Buffalo Bill uderza ponownie i tylko jedna osoba może znać jego prawdziwą tożsamość. Wybitny doktor Hannibal Lecter. Nie przez przypadek zwany Hannibalem-kanibalem. W szpony jego chorej gry wpada młodziutka agentka FBI Clarice Sterling. Atmosfera jest mroczna, dojmująca, a każdy kolejny krok śledczych prowadzi w coraz większą ciemność.
„Polana” Marcel Moss
Były policjant po tragicznych przejściach przybywa do malutkiej wsi, by tam rozwiązać zagadkę niewyjaśnionych śmierci. Im głębiej jednak zanurza się w sekrety mieszkańców, tym więc odkrywa też niedopowiedzień. I pojawia się też temat niepokojących rytuałów na tytułowej polanie. I tego, co patrzy z serca lasu. Całość jest bardzo przygnębiająca – Moss znów porusza tematy przemocy równieśniczej, rodzinnej, a wszystko to oplata sekretem małej społeczności.
„Zaginiona” Piotr Kościelny
Chore na głowę to mało powiedziane. Powiedziałabym nawet, że to splatterpunk, odmiana makabrycznej grozy, wyłącznie dla czytelników pełnoletnich i o bardzo mocnych nerwach. Kłótnia kochanków prowadzi do niewyjaśnionego zaginięcia, prywatnego śledztwa i poszukiwań na własną rękę. Bardzo mroczny, bardzo dojmujący, bardzo intensywny w emocje thriller. Na koniec można gapić się nerwowo w przestrzeń.
Bo warto czytać.
O.
*We współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona.