W oczekiwaniu na śmierć o życiu pełnym cieni nieszczęść i przebłysków radości, czyli Trudne światło kolumbijskiego pisarza Tomása Gonzáleza.
Światło. Światło to narzędzie do kreowania ulotnych wizji rzeczywistości. Światło, które daje tyle możliwości uchwycenia i budowania przestrzeni, światło, które tworzy atmosferę, buduje klimat, nadaje życiu ton. Światło stanowi symbol jasności, odwiecznego dobra, a skontrastowane przez cienie nabiera jeszcze bardziej metaforycznego znaczenia. Miewa role mistyczne, odwieczne, określające najwyższe dobro i nieuchronną śmierć. Jasność w ciemności to latarnia morska wskazująca kierunek, to nadzieja, to obietnica czegoś nieuchwytnego co nadchodzi. Ale biel światła to także biel pustej pamięci, jak napisał kiedyś Stephen King. Wie o tym bohater powieści Tomása Gonzáleza, który w ostatnim świetle swojego życia zaklina wspomnienia.Nieszczęście jest jak wiatr zjawia się w sposób niejako naturalny, nieprzewidywalny, łatwy
Uznany malarz David u progu śmierci spisuje swoje wspomnienia. Pożegnał syna. Pożegnał żonę. Teraz mieszka samotnie w niewielkiej miejscowości w Kolumbii i rozpamiętuje przeszłość, wracając do chwil, które wszystko zmieniły, światłocieni, która na zawsze naznaczyły jego życie. Traci wzrok, nie może malować i łapie ostatnie przebłyski tego, co jeszcze może po sobie zostawić, przenikając jasność wszechświata.
Wielka samotność jest jak płótno obrazu pozornie puste, fałszywie puste.
David wspomina, śni, rozmyśla, a w tym wszystkim powraca do przeszłości. Przeszłości, która może się wydawać, że przyniosła mu więcej smutku i rozczarowań, niż w rzeczywistości, bo zdaje się być zawieszona w oczekiwaniu na śmierć. Śmierć, która ma nadejść, która została zapowiedziana, ale opóźnia się, jak niewygodna wizyta, jak jakaś nieuchronna konieczność. Śmierć niespodziewana i śmierć wyczekiwana. Śmierć, która łamie serce, wyrywa kawałek duszy i zapisuje się cieniem. Śmierć, która wywołuje ból, rozpacz i nieukojony gniew. Ale to także śmierć, która wpisała się w rodzinną miłość, w bezbrzeżne uczucie, które przelewa się w jego opowieści. Uczucie, które zostało do samego końca to tytułowe trudne światło, które można dostrzec i docenić u kresu chwil.
Czas parł naprzód, jakby nas przygniatał kamieniami albo cegłami.
Między poezją a prozą być może tam można uchwycić styl powieści Tomása Gonzáleza. Minimalistyczne emocje, zaklęte momenty, jak maźnięcia na płótnie, które dopiero z daleka, z dystansu nabierają formy, nabierają znaczenia i szerszego kontekstu. Rozpaczliwe wydarzenia, tęsknoty, zmiany, które jak nagłe huragany obróciły wszystko w pył to wszystko jest w Trudnym świetle zamknięte między słowami. González buduje sceny, operując światłocieniem wyłącznie tam, gdzie jest to potrzebne. Z cudzej egzystencji wyłania się proza skromna, nierzucająca się w oczy, a jednocześnie przenikająca do samego sedna, bo pełna miłości. Mistrzowskie ujęcie życia i śmierci.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem ZNAK. <3
**Zapraszam na film!
Między poezją a prozą… Ładnie to ujęłaś. I bardzo mnie zaciekawiłaś…
Dziękuję! <3
Czy po lekturze ogarnia człowieka coś jeszcze, oprócz głębokiego smutku? 🙁
Właśnie skończyłam czytać i uważam, że mimo całego smutku jest w książce pochwała harmonii, piękna i trudna, bo osiągnięta po latach, pogoda ducha. Moim ulubionym cytatem z powieści jest ten: „Trudne to było, ale radość zawsze – albo prawie zawsze – przebija się, wypływa na wierzch jak kawałek drewna w wodzie, niezależnie od głębi przeżytego dramatu.”
Dokładnie tak – na końcu zostaje wspomnienie miłości. <3
Tak – to opowieść, po której na końcu pozostaje uczucie życia przeżytego w głębokiej miłości. A w tym jest nadzieja. 🙂
Chyba jeszcze nigdy nie czytałem żadnej kolumbijskiej powieści…Brzmi interesująco.
Po „Trudne świało” bardzo warto sięgnąć – to niewielka perełka, idealna na początek. <3