Pamiętacie opowieść Samotnika z Providence o pewnym miejscu, na wybrzeżu, w którym zdarzyło się coś, o czym lepiej byłoby zapomnieć? Pamiętacie klątwę, rodzaj skazy, która przechodzi tam z pokolenia na pokolenie i zmusza do powrotu do „korzeni”? Pamiętacie tę obrzydliwą, klaustrofobiczną podróż, jaką zaserwował nam nie kto inny, jak H.P. Lovecraft w swoim „Widmie nad Innsmouth”? Wypełnione wilgocią, smrodem stęchłej ryby, opustoszałe miasteczko, gdzie lepiej nie pytać, nie kręcić się po zmroku? Tam, gdzie prężnie działa Ezoteryczny Zakon Dagona, a niejaki kapitan Obed Marsh zawarł pewien pakt, z tym czymś, co czyha w morskich otchłaniach? Jeśli tak i jeśli chcecie na powrót usłyszeć o sekretach miasteczka, to znajdziecie je, choć jedynie po części w niezwykłym, niewiarygodnym opowiadaniu „Coś na progu” („The Thing on the Doorstep”).
“So I say that I have not murdered Edward Derby. Rather have I avenged him, and in so doing purged the earth of a horror whose survival might have loosed untold terrors on all mankind. There are black zones of shadow close to our daily paths, and now and then some evil soul breaks a passage through. When that happens, the man who knows must strike before reckoning the consequences.”
Opowieść zaczyna się od wyznania – niejaki Daniel Upton, narrator tej piekielnej historii, przyznaje się do morderstwa, do usunięcia ze świata żywych swojego wieloletniego przyjaciela – Edwarda Derby. Ich przyjaźń była doprawdy wyjątkowa. Opierała się na uwielbieniu do rzeczy okultystycznych, razem uczęszczali na wykłady na Uniwersytet Miscatonic w pełnym tajemnic Arkham. Z czasem jednak, ich drogi kariery rozeszły się, niemniej pozostali w bliskim kontakcie. Do czasu, gdy Edward postanowił ożenić się z niejaką Asenath Waite, córką legendarnego już czarodzieja Ephraima Waite – kobietą rodem z Innsmouth, która ma jeden cel i zrobi wszystko, by go osiągnąć. Kontynuuje dzieło swego ojca, zaciąga biednego, zafascynowanego nią Edwarda w nieznane światy, a aura wokół niej robi się coraz straszliwsza. I coś złego dzieje się z jej mężem… bo w pewne dni, od czasu do czasu w ogóle nie wydaje się być sobą…
„Coś na progu” H.P. Lovecrafta oparta jest o bardzo intrygujący koncept, jednak nie podążę tym tropem, aby nie zepsuć nikomu niespodzianki, a w zamian zaznaczę, jak istotnym jest u Samotnika z Providence motyw zakorzenienia się w wykreowanym świecie i spójne wtłoczenie w niego bohaterów. Miasto Arkham, mroczne, dziwne, przyciągające to, co czai się w ciemnościach, wyrasta przed naszymi oczami, tak jak znikąd nagle pojawia się na mapach, gdy tylko o nim czytamy. Magia, ta czarna, pradawna, kosmiczna i nie do opisania, jest integralną częścią tego miejsca, a w wyobraźni jak najbardziej naturalną, która otacza świat Lovecrafta, niczym dusząca, mroczna mgła. Wydawać by się mogło, że w Arkham nie ma słońca, trwa wieczna noc, a jego mieszkańcy stworzeni są do mrocznych, alchemicznych celów, nawet jeśli zajmują się czymś tak zwyczajnym, jak byciem architektem (Daniel Upton). Dziwność przyzywa, zew terroru słychać w oddali i nic już nie jest pewne dla tych, którzy trafią w to spowite tajemnicą miejsce.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo czuję, że nadchodzi znów i spogląda moimi oczami.
O.
*Tak, jak wspomniałam na początku, ”Coś na progu” jest powiązane z jednym z najlepszych opowiadań Lovecrafta – „Widmem nad Innsmouth”, o którym już Wam pisałam TUTAJ. 🙂
**Pełny tekst tego WSPANIAŁEGO opowiadania H.P. Lovecrafta znajdziecie całkiem za darmo, w oryginale TUTAJ.
Zanotuje, by przeczytać w jakiś ponury wieczór, bo aktualnie piękne słońce zabrania mi rujnować mrokami to, co zbudowało 🙂
Deszczowy wieczór – będzie miodzio 😀
Ech, a zbiór Lovecrafta wciąż leży na stosiku i na mnie łypie… 😀
Podpowiem Ci, tak z własnego doświadczenia, że Lovecrafta i tak nie przeczytasz na raz, bo przejesz się po dwóch historiach 😀 To tak jak z Edgarem Allanem Poe 😀 Jak zerkniesz do mnie na Goodreads, to od 3 lat chyba czytam już ten zbiór Lovecrafta 😀 Te opowiadania są na tyle krótkie, że możesz do wieczornej herbatki pożreć 😀
😀 No dobra, to rozpocznę pożeranie po kawałeczku już niedługo 😀 Choć co prawda mój T. twierdzi, że przeczytał ten zbiór „Groza w Dunwitch” w dwa dni, czy jakoś tak, ale mój T. widać nie jest normalny 😀 😀 😀
Ja też tak czytałam za pierwszym razem dwa moje pierwsze tomiki Lovecrafta (bo malutkie były) 😀 To Antologię pożeram po kawałeczku, żeby smakować <3 Ale to jest taka moja porada dla początkujących z Lovecraftem – bardzo wyczekuję Twojej opinii 😀
Sama jestem ciekawa czy mi przypadnie do gustu, także strzelam teraz oficjalnego autofocha za to, że jeszcze nie zaczęłam jej czytać 😀
Nie marnuj czasu na fochy i autofochy, tylko czytaj 😀 Za 15 -20 minut skończysz jedno opowiadanie 😀
A ja z Lovecraftem nadal na bakier…Wstyd. 🙂
Ooo! Kochana! Wstyd okropny 😀 (to żart oczywiście, bo nie każdy musi go lubić) 😀
W tym sęk, że ja nawet nie wiem czy go lubię… 😉 Zmotywuj mnie jakimś kopniakiem do poznania jego twórczości. 😉
Proszę bardzo – tutaj jest link i nie ma odwrotu – „ZEW CTHULHU” woła z morskich otchłani 😀 Jak tego nie pokochasz, to pewnie nie pokochasz Lovecrafta 😀
http://www.hplovecraft.com/writings/texts/fiction/cc.aspx
Lubisz Lovecrafta, prawda? To się czuje czytając Twoje recenzje. Chyba muszę poszukać i się zapoznać z jego twórczością. Właśnie zarezerwowałam egzemplarz opowieści w bibliotece – Zgroza w Dunwich i inne przerażające opowieści. Mam nadzieję, że i mnie się spodoba 🙂
Nie, nie – ja nie lubię Lovcrafta, ja Lovecrafta KOCHAM (twórczość) 😀 Jestem ogromnie ciekawa, czy Tobie również się spodoba – najlepiej czytać po jednym opowiadaniu na wieczór, żeby się nie przejeść 😀 Czekam na wrażenia!
ha! a ja to mam! tylko jakoś zapomniałem.. Twoje 'Bezsenne środy’ skutecznie przypominają o zapomnianych lekturach i autorach po których miałem sięgnąć..
To trzeba pożreć! 😀
😀
Ja mam „W górach szaleństwa”, ale jeszcze nigdy po nią nie sięgnęłam. Cóż, nic straconego 😉
To jest kawał porządnej opowieści i najdłuższa historia Lovecrafta 😀
Hm, dawno nie czytałem już, pora odświeżyć nieco. A opowiadanie oczywiście pamiętam, podelektuję się zatem językiem. Zresztą, to przez Poe’ego i Lovecrafta nie lubię tych Kingów czy innych Koontzów, protoplaści gatunku ustawili poprzeczkę zdecydowanie za wysoko. Z żyjących czynię wyjątek tylko dla Orbitowskiego, choć i on odchodzi od gatunku coraz bardziej.
Trzeba przyznać, że językowo to są prawdziwe perły – polecam Ci również Algernona Blackwooda. Cała trójka (Poe, Blackwood i Lovecraft) tworzyli pięknie pisaną prozę 🙂
I muszę więcej Orbitowskiego poczytać, bo jak dotąd jedynie „Szczęśliwą Ziemię” poznałam.
Orbitowskiego od początku najlepiej, a to jest „Horror show”, czyli horror na blokowisku, bardzo przyjemne.
Tak zrobię – dzięki śliczne!
Świetne opowiadanie ! Świetna środa 🙂
Prawda, że rewelacja? Lovcraft najlepszy <3 😀
H.P. Lovecraft jest moim wielkim wyrzutem sumienia, ale czytania w oryginale tego autora to się chyba nie podejmę :/
To faktycznie możesz spróbować po polsku i polecam zacząć od klasyki, czyli opowiadania „Zew Cthulhu” 🙂
Takiego nastroju lovecraftowego było mi ostatnio trzeba… <3 Mam wrażenie, że nie czytałam "The Thing on the Doorstep", więc dziś sobie zobaczę w pracy 😀
PS. Dzięki Twoim ostatnim namowom – nie namowom… kupiłam "Rok wilkołaka" 😀 Od razu widać, że trzeba potraktować go dużym przymrużeniem oka, ale wydanie jest ŚWIETNE! Te ilustracje!!
O! Wielka radość 😀 No właśnie to jest taka lektura pół-żartem, pół-serio 😀 Czekam na Twoje wilkołacze Przestrzenie Grozy 😀
No a Lovecraft jest zawsze dobry na, hm, poprawę nastroju 😀
Świetna książka.
Prawda 🙂