„Mnich” Matthew Gregory Lewis – recenzja

bombla_mnich

Pycha. Jeden z siedmiu grzechów głównych. Obraza Boga, obraza jego łaski. Pycha popycha do występku, kusi transgresją pragnień. Można chcieć więcej, można sięgać dalej, próżność nie zna granic, a wszelka niegodziwość jawi się bardziej podniecającą niż kiedykolwiek. To pycha rodzi tyranów, składając niemoralne obietnice, tworząc iluzję ostatecznego spełnienia. Niczym oręż w ręku szatańskich sił, szukających słabych dusz  na pokuszenie.

Jedną z tych dusz był Ambrosio, czyli tytułowy „Mnich” jednej z najznamienitszych XVIII-wiecznych gotyckich powieści grozy spod pióra Matthew Gregory Lewisa.

Szanowany mnich Ambrosio, o nieznanej przeszłości, szczyci się renomą, miłością swoich wiernych i skromnością własnych pragnień. Uwielbiany przez tłumy, z czasem zaczyna łaknąć i potrzebować tej miłości, stając się celem Szatana. Ten wysyła sukuba w kobiecym przebraniu, czarodziejską Matyldę, która uwodzi Ambrosia, zrzucając go z piedestału świętości. I tak zaczyna się upadek potępionej duszy, a mnich odrzuca wszelką moralność.

okladkowy248

Od pychy wszystko się w „Mnichu” zaczyna i to właśnie ona, ta egoistyczna słabość, ta nadmierna wiara w samego siebie prowokuje do dalszych, mrocznych i nieludzkich poczynań, aż do kazirodztwa, do gwałtu, do mordu, podsycając narodziny kolejnych grzesznych potrzeb w sercu zdeprawowanego Ambrosia. Oczywiście za wszystko odpowiedzialna jest kobieta – symbol szatańskiej mocy, która podstępem wykorzystuje niemoc tytułowego mnicha, niczym wąż wodzi go na pokuszenie, by wciągnąć w szatańskie szpony. To jeden z najpopularniejszych motywów, nawiązujący bezpośrednio do biblijnego wygnania z Raju, tylko u Lewisa nie ma skruchy, strachu, czy rozpaczy. Ambrosio porzuca boską opatrzność na własne życzenie, wkraczając w mrok i ciemność tego, co można uznać za prawdziwe oblicze ludzkiej natury.

Jak przystało na powieść swojej epoki „Mnich” Matthew Gregory Lewisa korzysta z najważniejszych XVIII-wiecznych elementów, by wykreować wielowymiarową fabułę, nawiązującą do aspektów zarówno politycznych, społecznych, jak i ludycznych. Lewis operuje symbolami, które przewijają się w literaturze tamtego okresu, co sprawia, że „Mnicha” można postrzegać nie tylko jako gotycką opowieść o upadłym człowieku, straszną i tajemniczą, ale także jako satyrę na kler oraz ludzką obłudę, jak groteskową wizję o moralnym wydźwięku. Przypomina tym opowieści znamienne dla Oświecenia, które wyszły spod pióra innych wielkich pisarzy, jak Jonathan Swift, Voltaire, czy Markiz de Sade, które i dzisiaj pozostawiają niezatarte wrażenie.

Powieści XVIII wieku mają to do siebie, że bywają trudne w odbiorze dla współczesnego czytelnika, stawiają wyzwanie nadmiernie moralizując, meandrując gdzieś pomiędzy politycznym pamfletem a zdefiniowaną fabułą. A jednak skandaliczny w swoich czasach „Mnich” Matthew Gregory Lewisa, właśnie dzięki temu, że wykroczył poza granice swojego pierwotnego gatunku, przetrwał próbę czasu, stając się uniwersalną historią upadku ludzkiej duszy. Może miejscami już tak nie przeraża, może nie podnieca tak intensywnie jak dawniej, może ten mrok lochów nieco się przykurzył i zatarł, a jednak ogień w oczach Ambrosia pozostał, by przyciągać, kusić obietnicą spełnienia najskrytszych pragnień.

O.

*Recenzja powstała we współpracy z portalem Okiem na Horror. <3

duży

**Zapraszam na filmik! 🙂

Komentarze do: “„Mnich” Matthew Gregory Lewis – recenzja

  1. bookworm napisał(a):

    Czy ja kiedykolwiek czytałem klasykę literatury grozy? Hmm, z tego co pamiętam w podobnym klimacie była książka Katherine Neville „Ósemka”. Choć czy to była literatura grozy? Na pewno XVIII wiek przeplatał się z czasami nam współczesnymi. Czytałaś? Myślisz, że powinienem sięgnąć po „Mnicha”?

Dodaj komentarz: