Bezsenne Środy: „Dżinn” Graham Masterton – recenzja

W Bezsenną Środę kontynuujemy naszą przygodę ze Złotą Erą Horroru! Czerpiący z legend, czerpiący z baśni, miejscami dziwny, miejscami pulpowy „Dżinn” Grahama Mastertona, absolutny współczesny klasyk, powieść napisana w 1977 roku, dwa lata po debiutanckim „Manitou”.

„Dżinny (z arabskiego: demon, duch): jeden z rodzajów dobroczynnych lub złowrogich duchów islamu, zamieszkujących Ziemię. Dżinny potrafią przybierać różne postacie i są obdarzone niezwykłą potęgą.”

KOSZMAR ALI BABY

„Zgodnie z legendą najpotężniejszy, najbardziej przerażający dżinn należał do Ali Baby. Przetrzymywano go we wspaniałym dzbanie, ozdobionym wizerunkiem rumaków Niepojętego Nazwaha i błękitnych kwiatów opium.”

Co stało się z owym dzbanem? Być może jego nowym właścicielem, gdzieś pod koniec lat 50. XX wieku, został niejaki Max Greaves, potentat naftowy i kolekcjoner zabytków środkowego Wschodu. Tak się składa, że Max właśnie odszedł z ziemskiego padołu w dość nietypowych okolicznościach. Max bowiem już od jakiegoś czasu oddalał się od świata, miał obsesję na punkcie jednego z zabytków przywiedzionych z podróży, podobno słyszał jego śpiew… Teraz zagadkę śmierci Maxa próbuje rozwikłać jego wnuk Harry, który po pogrzebie zacznie łączyć przerażające fakty. Co ukrywa się w zapieczętowanej inskrypcjami magicznymi wieżyczce domu dziadków?

CZY STRASZY?

„Czasami mówi się, jakoby podróżujących drogą do Bagdadu mamiły w nocy niezwykłe głosy. Głosy te miały brzmieć na różnorakie sposoby – już to jak wiatr, już to jak kusząca mowa kobiet, niekiedy zaś jak zwierzęta, jakich ludzkie oczy nigdy nie oglądały. Mądrzy ludzie tłumaczyli, iż głosy owe należą do dżinnów oraz że słysząc je, podróżny powinien przyspieszyć kroku, jeśli pragnie pozostać przy zdrowych zmysłach i ocalić życie.”

Muszę przyznać, że Graham Masterton wykreował w „Dżinnie” bardzo ciekawy nastrój. Niby wszystko w tej powieści jest jasne, niby wiemy, z czym przyjdzie mierzyć się jej bohaterom, a jednak z początku zdawać by się mogło, że z nadmorskiej posiadłości kolonialnej na Cape Cod przenosimy się na piaski pustyni. Myślę, że to kwestia wstępu – fragmentów wyobrażonych legend, dokumentów, artykułów. Przychodzą na myśl powieści przygodowe, wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach – to od czytelnika zależy, czy poczuje ten klimat, czy niekoniecznie.

Całość miewa swoje mocniejsze momenty – tutaj bryluje pierwsza połowa powieści. Czciciele dżinnów, tajemnicze dzbany, złowrogie legendy, które nie mają nic wspólnego z poczciwymi baśniami Szeherezady… Masterton wciąga nas w szaloną opowieść, pełną krwi i niepojętego okrucieństwa.

Warto jednak pamiętać, że „Dżinn” miewa również momenty mocno pulpowe, czasami ocierające się o tandetę – to pewnie kwestia wrażliwości i wyczucia.

To druga w dorobku powieść Mastertona, ale już puszcza tu oko do czytelnika, bawi się formą i tworzy intrygujący koncept, który może nie straszy specjalnie, ale przyciąga uwagę i sprawię masę frajdy czytelnikowi.

DRUGIE DNO…

Wracając do konceptu… Historia krwiożerczego dżinna sięgająca stuleci to jedno, ale całość zahacza o całkiem realny problem, który był rzeczywisty tak pod koniec lat 70. (w latach powstania „Dżinna”), jak i dzisiaj, czyli niemal pięćdziesiąt lat później. Tajemniczy dzban ma nie tylko wartość kolekcjonerką, ale – co ważniejsze – miałby nieocenioną wartość jak archeologiczny, historyczny artefakt dla kultury Wschodu. Nieprzypadkowo, jedną z bohaterek „Dżinna” jest specjalistka w dziedzinie wyszukiwania takich archeologicznych perełek. Dzban został nie tylko skradziony, nie tylko nielegalnie odsprzedany, ale przede wszystkim wywieziony daleko poza świat, w którym przyszło mu powstać. Dzisiaj również poszukiwacze zabytków krążą po świecie, trwają śledztwa i akcje, które mają na celu zwrócenie utraconych artefaktów do miejsc, do których naprawdę przynależą.

Tym samym, niby taka zwykła horrorowa opowiastka, jaką jest historia „Dżinna”, kryje gdzieś między słowami zalążek do podjęcia ciekawej dyskusji, która dzisiaj jest tak aktualna, jak wtedy. Ale to tak na marginesie.

Najważniejsza bowiem zdaje się ta jakże klasyczna przestroga, by nie bawić się tym, przed czym przestrzegają baśnie, legendy i starożytne podania. I horrory, takie jak „Dżinn” Grahama Mastertona.

Dzisiaj nie zmrużę oka, bo śpiew dobywa się z naczynia…

O.

Dodaj komentarz: