Jeśli szukacie horroru na miarę „Nawiedzonego Dom na Wzgórzu” Shirley Jackson, „Hell House” Richarda Mathesona czy „Lśnienia” albo „Ręki mistrza” Stephena Kinga – czytajcie „Całopalenie” Roberta Marasco. Cudownie bezsenna lektura!
Lata 70., Stany Zjednoczone, zatłoczony Nowy Jork, małe duszne mieszkanko w dzielnicy Brooklynu, a w nim trzyosobowa rodzina Rolfe’ów: Marian, Ben i ich synek David. Pośród ciasnych czterech ścian, pośród hałasu, nieustającego szumu i gwaru wielkiego miasta, próbują odnaleźć swój mały azyl. Ale Marian czuje, że należy jej się coś lepszego, większego, pragnie luksusu z pewnością nie na miarę swoich możliwości. A jednak jej prośby zostają wysłuchane, gdy rodzina Rolfe’ów zostaje wybrana, by spędzić lato w zjawiskowej posiadłości, na całkowitym odludziu, pośród dziesiątek pokoi i ekskluzywnych sprzętów. Nie zdają sobie jednak sprawy, że ten dom jest inny niż wszystkie i wymaga wyjątkowych poświęceń, wymaga wyjątkowych ofiar.
Taka posiadłość na odludziu dla skotłowanego w małym mieszkanku mieszczucha to jak wygrana na loterii. Tak było podczas kryzysu gospodarczego w latach 70. i tak samo jest dzisiaj, nic się pod tym względem nie zmieniło. Robert Marasco doskonale oddaje w „Całopaleniu” tę potrzebę ucieczki, ten naglący pociąg za ciszą, za spokojem, za luksusem, na który nigdy nie moglibyśmy sobie pozwolić. Jego bohaterowie to zwykła amerykańska rodzinka na dorobku, która pomimo mijających lat i ciężkiej pracy jakoś nie może się dorobić, chociaż robi wszystko i jeszcze więcej. Pragną czegoś, co nigdy nie będzie im dane, a koszmar, który nadchodzi jedynie przypomina im, że nie ma czegoś takiego jak droga na skróty, a każde spełnione marzenie ma swoją cenę. I chociaż
„Całopalenie”, podobnie jak wspomniane przeze mnie na wstępie powieści – potrzebuje chwili, by osadzić się w naszej wyobraźni – to kiedy nadejdzie ten moment, nie ma zmiłuj! Dziwne wypadki, zastanawiające przypadki, a wszystko wydaje się być coraz bardziej podejrzane i niebezpieczne. Każdy kolejny dzień w posiadłości zbliża czytelnika i bohaterów do bezlitosnego finału, finału, który nie pozostawia jeńców.
„Całopalenie” zachwyciło mnie atmosferą rozpalonego lata, ale też przeraziło tym, co czekało na mnie za drzwiami posiadłości.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Vesper.
**Zapraszam na film i na KONKURS!
Komentarze do: “Bezsenne Środy: „Całopalenie” Robert Marasco – recenzja PATRONACKA”