Pierwsze spotkanie z horrorem ekstremalnym przypomina pierwsze spotkanie z operą – albo czytelnik zakocha się od pierwszej, ociekającej krwią strony, albo zniesmaczony odłoży książkę i już więcej nie sięgnie po ten wyjątkowy gatunek. Bo horror ekstremalny, jak powszechnie wiadomo, oznacza równie ekstremalne doznania podczas lektury. Przemoc doprowadzona często do granic absurdu, seks oscylujący na pograniczu wycia z rozkoszy i bólu jednocześnie, połyskujące połacie mięcha, zazwyczaj ludzkiego, a wreszcie te oklepane flaki, krew i posoka. Powszechny gore w najczystszej postaci, makabra, splatterpunk czasami tak szokujące, że przekraczające pewien pułap i paradoksalnie nudne, o ile oczywiście czytelnik ma co nieco mocniejszych kęsów tej prozy za sobą, ma otwarty umysł na wyrafinowane formy cielesnych zabaw i potrafi zdystansować się wobec hardcorowej ludzkiej krzywdy. Bo dla wytrawnego czytelnika szaleństwo przemocy już nie wystarcza, a seksualne dewiacje nudzą, jeśli nie ma tego „czegoś”, iskry, fabularnej ciekawostki, która ukaże coś więcej poza rozlewem krwi.
Fanom horroru ekstremalnego nie trzeba przedstawiać nazwiska Edwarda Lee, jednego z czołowych twórców gatunku, któremu nasi wydawcy dali szansę zaistnieć na polskim rynku, wydając swojego czasu kilka tytułów spod jego pióra, w tym „Ludzi z bagien” (w oryg. „Creekers”), po których warto sięgnąć zarówno jeśli zaczynamy przygodę z gatunkiem, na próbę, ale także jeśli co nieco z gatunku udało nam się już uszczknąć.
Phil Straker, zwolniony przymusowo gliniarz z wydziału narkotyków, wraca po latach do domu, do Crick City. Wiele się zmieniło od jego wyjazdu. Mieścina zdaje się być sercem miejscowego narkotykowego biznesu, w niewyjaśnionych okolicznościach ginie coraz więcej ludzi, a wszystko to może mieć związek z ludźmi z bagien. Bo Bagienni, czyli zdegenerowani ludzi gór, wyszli z leśnych kryjówek i zaczęli panoszyć się publicznie po ulicach. Phil podejmuje się śledztwa pod przykrywką i wkrótce wyczuwa, że atmosfera zagęszcza się. Coś się czai, coś nadchodzi i nie będzie od tego ucieczki.
Edward Lee potrafi zaskakiwać na wielu różnorodnych poziomach. Kto po „Ludziach z bagien” spodziewa się radosnej patologii na wzór kultowego już „Bigheada”, czy powiązanej z nim „Minotauress”, po lekturze wyjdzie z pewnością zaskoczony. Po raz kolejny polski czytelnik dostaje Lee w wersji „średnio wypieczonej”. Tak jak w „Golemie”, czy „Sukkubie”, „Ludzie z bagien
są ekstremum na zjadliwym, dopracowanym poziomie. Zapomnijmy tu o szarżujących, niezaspokojonych potworach, o bohaterach, którym tylko w głowie seks, czy zabijanie w oszalały sposób. Oczywiście, zwyrodnialstwo jest jak najbardziej obecne, dewiacja i zadawanie niewyobrażalnie bolesnej śmierci, ale poza obowiązkowym obłędem, jest wyrafinowany przeciwnik oraz bohaterowie, których motywacje z łatwością można zrozumieć. Małe, amerykańskie miasteczko, równie nieduża społeczność oraz zmiany, które musiały w końcu nadejść. Na dokładkę mamy w Crick City siły nadprzyrodzone, czyli to, co tak umiejętnie Lee potrafi wprowadzać do swoich fabuł, czego nie da się pokonać, a jedynie uniknąć. A wszystko skąpane w mroku tajemnic, niezdobytych leśnych połaci i osobistych dramatów, które naznaczają wszystkich wokół.
„Ludzie z bagien” to ten Edward Lee, którego z łatwością można pokochać od pierwszego rozdziału, który uzależnia i sprawia, że z przyjemnością sięgamy po więcej. Oczywiście wtedy już tylko od czytelnika zależy, czy rzuci się na głęboką wodę i pozna Wielkogłowego, czy może będzie jeszcze meandrował pomiędzy sukubami, inkubami, golemami, czy wodą czarownic. Na szczęście Lee jest na tyle płodnym pisarzem, że każdy czytelnik lubujący się w gore znajdzie coś dla siebie. Bo wiadomo – czasami wystarczą nam krwawe żniwa, dewiacja i stosy ciał porozrywanych na strzępy, a czasami poszukujemy czegoś więcej. „Ludzie z bagien” gwarantują nam to „więcej”, w idealnej zrównoważonej formie.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo drzewa mają oczy.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z portalem Okiem na Horror. <3
**Więcej Edwarda Lee na Wielkim Buku:
- „Bighead” – do poczytania TUTAJ
- „Minotauress” – do poczytania TUTAJ
- „Witch Water” – do poczytania TUTAJ
- „Incubi” – do poczytania TUTAJ
- „Golem” – do poczytania TUTAJ
- „Letters from the Rain Forest” do spóły z Jackiem Ketchumem – do poczytania TUTAJ
***Zapraszamy na filmik! 🙂
wiesz że Lee lubie.. fakt że to specyficzna lektura i nie dla każdego.. ale jakoś tak te ekstremum przyciąga.. taka sieczka.. ale dość dobrze podana.. nic tylko się zmierzyć i polubić 😀
aaa popraw linka do Golema bo Ci sie podpiął Golem i Dżin 😀
😀 😀 😀
Mnie też przyciąga bardzo. 🙂 „Ludzie z bagien” zaskoczyli mnie rozbudowaniem całości historii, bo spodziewałam się „Bigheada” (jatka z sieczką), a tu taka smakowita niespodzianka. 😀
wlasnie czytalem o Bigheadzie u Ciebie.. i kurde poszukam chyba oryginały bo na tłumaczenie wątpie abym się doczekał..
Też wątpię, bo to jest za duży hardcore – już pierwsze strony walą w ryj obłędem (melony!) 😀
Wyszukaj oryginał, bo język jest bardzo prosty i czyta się raz dwa. 🙂
oki, w sobote jade na urlop krótki więc w sam raz będzie chyba na ten czas hehe
O! To idealnie 😀
pierwszy komentarz z goodreads o Bigheads : „Romance novel for rapists, murderers, and cannibals. Although I am none of those, I just can’t stop reading it either.” hehe
😀 😀 😀
Nigdy jakoś bardzo nie zagłębiałam się w horrory i znam ich naprawdę mało. Co prawda jakoś zbytnio mnie nie zachęcają, ale że jestem otwarta na wszystko, to prawdopodobnie i tego spróbuję 😉
Pozdrawiam 🙂
Cieszę się ogromnie, że jesteś otwarta na nowe wrażenia. 🙂
Uwielbiam się bać. Tytuł mógłby sugerować, ze to nawet moje klimaty, ale krwawe masakry… Hmm, chyba z tego wyrosłam :/
Z horroru ekstremalnego sie nie wyrasta za bardzo, bo lepiej dla zdrowia nie tykać go do czasu ukończenia pełnoletności. 😉