Pełna legend angielskiej północy mroczna historia kobiet naznaczonych przeszłością i mężczyzn, którzy nienawidzą tych kobiet w gotyckim thrillerze Sharon Bolton Mistrz ceremonii.
Zanim w Salem rozpętała się diabelska gorączka, a grupa dziewcząt skazała pół miasta na potępienie, to niemal sto lat wcześniej w 1612 roku w okolicach Lancashire w Wielkiej Brytanii doszło do procesów czarownic, które do historii przeszły jako procesy z Pendle. O morderstwa poprzez użycie magii i czarnoksięstwo oraz używanie czarów na szkodę sąsiadów oskarżono dwanaście osób, dziesięć kobiet i dwóch mężczyzn. Dziesięcioro z nich zawisło uznanych za winnych zbrodni. To właśnie te procesy, a także mroczne legendy o okolicach Lancashire i ich mieszkańcach posłużyły Sharon Bolton w utkaniu misternej intrygi na pograniczu kryminału, dreszczowca i grozy.
Trzydzieści lat temu seryjny morderca nastolatków wstrząsnął okolicą Lancashire w Wielkiej Brytanii. Zakopywał swoje ofiary żywcem w trumnach, by umierały zamęczone na śmierć. Do zbrodni przyznał się Larry Glassbrook, a do jego ujęcia i skazania doprowadziła komisarz Florence Lovelady. On umarł, jednak zbrodnie znowu zaczynają się powtarzać, więc teraz ona musi powrócić w tamte strony, przywołać okrutne wspomnienia i spróbować rozwikłać zagadkę.
Od pierwszych stron niemal wszystko wydaje się być jasne przyszedł czas zwyrodniałego mordercy, teraz on idzie do piachu, a rodziny jego ofiar w końcu zyskują rodzaj zadośćuczynienia. Tylko coś buzuje w miejskich żyłach Pendle, coś kotłuje się w głowach mieszkańców, coś, co znajduje upust w nawrocie zbrodni, w powielaniu się przeszłości od nowa. To napięcie, ta niepewność i tajemnica to znaki szczególne powieści Sharon Bolton, która postanowiła zabawić się z czytelnikiem w Mistrzu ceremonii w kotka i myszkę. Dowody o niczym tu nie świadczą, nawet przyznanie się do winy, bo coś jest nie tak jak powinno, gdzieś dawno temu powstała rysa, potem kolejna i teraz po latach pęka pieczołowicie pielęgnowana powłoka pozorów.
Mistrza ceremonii czyta się jednym, pełnym fascynacji i narastającego niepokoju tchem! Sharon Bolton snuje thriller o makabrycznych zbrodniach, który wywołuje dreszcze, przeraża gotyckością, rzuca na czytelnika urok. Podobno Sharon Bolton sama z dziada pradziada należy do rodu, który zamieszkiwał okolice Pendle. Jej dziedzictwo to te mroczne ziemie, które od wieków uznawane były za nieco zdziczałe, pogrążone w ciemności i zabobonach, a na których schronienie znajdowali banici, odmieńcy, ci, którzy odwrócili się od świata. To także miejsce, w którym podobno kobiety szły do chrztu dwukrotnie, by tym samym na zawsze być skazanym na rozdwojenie między siłami ciemności i światła. Mistrz ceremonii to swoisty hołd złożony tym kobietom, znakomita powieść zawieszona gdzieś między legendą, fikcją a niezrozumiałą prawdą, która nie pozwoli o sobie zapomnieć.
Dzisiaj nie zmrużę oka, bo zmarli wciąż krzyczą ze swoich grobów.
O.
*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Amber. <3
**Zapraszam na film!
Będzie w sam raz do poczytywania na plaży (zakładając, że ta piękna pogoda nam się utrzyma :))
Oby! <3
Właśnie poczytałem o tych procesach z Pendle Hill i faktycznie jest to fascynująca historia. Mocne.
Cieszy mnie to ogromnie! Świetny kawał historii. 🙂