Bezsenne Środy: „Dom po drugiej stronie jeziora” Riley Sager – recenzja przedpremierowa

Najnowszy thriller z motywami grozy od mistrza dekonstrukcji z dreszczykiem – „Dom po drugiej stronie jeziora” Rileya Sagera. Przedpremierowo i bez spoilerów.

DOM NAD JEZIOREM

„Dom nad jeziorem zawsze była dla mojej rodziny wyjątkowy. Pomyślany przez prapradziadka jako ucieczka od parnego, cuchnącego nowojorskiego lata, niegdyś był jedyną posiadłością nad tym bezpretensjonalnym skrawkiem wody.”

Casey Fletcher przechodzi największy możliwy życiowy kryzys. Straciła ukochanego męża, skompromitowała karierę aktorską, pogrążyła się w alkoholowym nałogu. Próbuje dojść do siebie w rodzinnym domu nad jeziorem w Vermoncie. Po sezonie, na niemal wyludnionym brzegu, mieszka ona, znajomy pisarz, a po drugiej zaś stronie znana była modelka z mężem. Casey spędza wieczory pijąc drinki, rozpamiętując przeszłość i… podglądając znaną parę przez lornetkę. Niby wszystko wydaje się być idealne, do czasu…

GRA Z CZYTELNIKIEM

„To jezioro jest mroczniejsze niż zamknięta trumna. (…) Stojąc na brzegu, widzisz wyraźnie na jakieś trzydzieści centymetrów w głąb wody, dalej robi się mętna. Potem atramentowa. Potem ciemna jak grób. (…) Nad powierzchnią panował jasny dzień. Tu pod nią czaiła się noc.”

Riley Sager lubi sobie z czytelnikiem pogrywać, a od nas tylko zależy, czy my podejmiemy tę grę, czy skoczymy na tę głęboką wodę. Powtórzę to, co powtarzam przy każdego jego książce: Sager operuje wokół znajomych obrazów, znów je też dekonstruuje. Dekonstrukcja opiera się właśnie na zabawie gatunkiem, dzięki czemu opowieść, poprzez liczne nawiązania, metafory, odniesienia staje się… meta-opowieścią. Wychodzi niejako do czytelnika. Tu liczy się kontekst.

Z początku bowiem wszystko w „Domu po drugiej stronie jeziora” zapowiada opowieść w duchu klasyki Hitchcocka – porównanie do „Okna na podwórze” narzuca się tutaj samo. Przed oczami mamy też migawki z „Kobiety w oknie” A.J. Finna czy „Dziewczyny z pociągu” Pauli Hawkins. Przewijają się motywy podglądactwa, wojerystycznej obsesji, przesiadywania z lornetką i zaglądania prosto w cudze życie. Wszystko to podkręcone przez alkohol, przez uzależnienie, które mąci zmysły, mąci umysł, sprawia, że obrazy mogą być prawdziwe, a wcale nie muszą. Wszystko to już było, wszystko to dobrze znamy… Ale czy na pewno? Sager usypia naszą czujność podrzucając pod oczy to, co znajome, co wygodne, co rozpoznawalne. Do czasu.

I tutaj muszę przerwać, to bowiem Riley Sager, a jak z Sagerem bywa nawet to, co wydaje się oczywiste, to oczywiste wcale nie jest. Jego książki to ten rodzaj thrillerów, w których bardzo łatwo jest coś przeoczyć. Prześlizgujemy się przez pozornie senne akapity, by zorientować się nagle, że właśnie obalono status quo fabuły i stało się coś, czego wcale się nie spodziewaliśmy. Wszystko się zmienia w okamgnieniu! W końcu Sager to mistrz twistów, nieoczywistych rozwiązań, gry motywami dreszczowca i horroru. To wszystko sprawia, że łatwo się pomylić, jeszcze łatwiej zezłościć, jeśli nie jesteśmy gotowi na ten poziom twistów, które ten postmodernistyczny autor serwuje nam raz za razem.

Przyznam, że ja te twisty, tę zabawę i grę motywami uwielbiam, przepadam za nawiązaniami, za sagerowymi zaczepkami. Wiem również, że przy lekturze jego książek trzeba zachować czujność, nie pozwolić na zmyłki i odwracanie wzroku. „Dom po drugiej stronie jeziora” to znakomity przykład opowieści, która nie jest tym, czym obiecuje być. Jest czymś bardziej, czymś więcej, czymś, co wymusza na czytelniku uwagę i szczegółową rewizję własnych oczekiwań. To zresztą nic nowego w przypadku twórczości Sagera, ale to również sprawia, że nie każdemu z Sagerem będzie do twarzy. Na co trzeba się przygotować? Na POZORY!

Kto lubi inteligentne thrillery, dreszczowce, które są czymś więcej, ten będzie zadowolony.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem MOVA.

Dodaj komentarz: