„Dżozef” Jakub Małecki – recenzja PRZEDPREMIEROWA

Jakub Małecki przywraca do życia Dżozefa poprawioną i ponownie zredagowaną wersję powieści z 2011 roku, historię wielkiej literatury i tego, jak sami tworzymy swoją opowieść.

Bo dla Stasia najpiękniejsza nie była fabuła, styl autora, kunszt składania słów i zdań. Dla niego najważniejszy był sam proces czytania.

Być może pamiętacie tę pierwszą najważniejszą książkę. Książkę, która przemówiła do Was z półki w księgarni, z zaułka w bibliotece, z biblioteczki rodzinnej. Może znaleźliście ją przypadkiem w antykwariacie? A może ktoś bliski podarował Wam ją w prezencie? Może czekała na Was cierpliwie gdzieś ukryta, jak na Cmentarzu Zaginionych Książek? Być może macie książkę, która odmieniła dla Was rzeczywistość. Książkę, która towarzyszyła Wam w najpiękniejszych i najgorszych chwilach. Opowieść, która okazała się być wszystkim, w której nawet po latach można zagubić się na długie godziny, która hipnotyzuje słowem, przenika do samego sedna istnienia i nie ma możliwości, by ot tak się od niej oderwać

Głos. Bo Kurtz był już prawie tylko głosem.

Osiedlowy dresiarz i pokątny czytelnik Grzesiu Bednar trafia do szpitala ze złamanym nosem. Tam przyjdzie mu spędzić kolejne dni z trzema leżącymi na sali mężczyznami biznesmenem zwanym Kurzem, malkontentem Marudą i majaczącym wielbicielem prozy Josepha Conrada Stanisławem Baryłczakiem, zwanym Czwartym. Czwarty, który w gorączce zamienia się w Dżozefa, słowami kreuje rzeczywistość, a jednocześnie snuje opowieść o swoim przeklętym życiu u boku rogatego towarzysza. To właśnie przez Czwartego wszystko nagle zacznie się zmieniać i przekształcać. Ściany szpitala powoli zaczną się kurczyć i zbliżać, korytarze znikać, ludzie gubić się Czy oni jeszcze się kiedyś odnajdą, a opowieść skończy?

A jak byś chciał przeżyć swoje życie? ()
Bo może byś chciał żyć w jakiś sposób, ale nie możesz. I szukasz sposobu na pozbycie się jakiegoś problemu, na zmianę, a ten sposób jest bardzo blisko, wszyscy go mają na wyciągnięcie ręki…

Jakub Małecki w wizjonerski sposób łączy to, co wydaje się niemożliwe i absurdalne w taki sposób, że do rąk czytelnika trafia piękna, subtelna, miejscami zabawna, ale w gruncie rzeczy przerażająca, bo trafiająca prosto w serce opowieść o sile literatury, o obsesji opowieści i podążaniu za tą obsesją, która staje się życiem-nieżyciem. Historię ludzi, którzy marnowali siebie przez lata, oszukiwali mamieni wewnętrznymi demonami, a teraz już tylko podróż do jądra ciemności, tylko spojrzenie w otchłań z odwagą pozwoli im powrócić na właściwe tory. Pozwoli im stać się na nowo bohaterami świadomymi swojej egzystencji, bo na wzór Conrada mogą przeżyć kilka żyć, zyskać nowe szanse. Na przekór Francisowi Scottowi Fitzgeraldowi, który stwierdził pod koniec, że życie ma zaledwie jeden akt, tych bohaterowie Grzesiu, Kurz i Czwarty szczególnie Czwarty będą mogli przeżyć więcej, o ile uda im się opuścić mury przeklętego szpitala.

Pomyślałem jeszcze tylko, że być może cała ta historia tak bardzo mnie intryguje, bo i ja mam swojego demona. Nigdy, przenigdy w siebie nie wierzyłem, uważam, że skończę kiepsko, będę alkoholikiem, pracę zdobędę chujową, może na czarno, stworzę patologiczny związek i ledwo zwiążę koniec z końcem. A może i nie zwiążę. Sam jestem swoim pierdolonym Kozłem Drewniakiem. Nikogo innego tak się nie boję jak siebie.

Dżozef jako brawurowe połączenie powieści dresiarskiej, powieści grozy i prozy wysokiej to ryzykowna, niemal wybuchowa mieszanka, a kiedy dodamy szczyptę Josepha Conrada, któremu Jakub Małecki składa tu hołd, to aż trudno oderwać od Dżozefa wzrok, trudno oderwać myśli. Przez powieść przewijają się dosłowne cytaty i metaforyczne nawiązania do Tajfunu, Smugi cienia, Jądra ciemności, Szaleństwa Almayera, Lorda Jima i innych, ale głosem przewodnim opowieści jest sam pisarz, którego tak dobrze znamy z jego ostatnich dzieł, a którego tak cenimy i uwielbiamy. Z łatwością można dostrzec, że Dżozefa, który pierwotnie został wydany w 2011 roku, już wtedy wyróżniały tak charakterystyczne dla Jakuba Małeckiego motywy jak dorastanie na polskiej wsi, chłopięce tajemnice dzieciństwa, poświęcenie i wreszcie nieuchronność śmierci. Śmierci, której boją się nawet same demony.

Po nieoficjalnej trylogii na jaką złożyły się Dygot, Ślady i Rdza nie spodziewałam się, że Jakub Małecki znów trafi w samo sedno, a jednak. Dżozef bawi, przeraża, ale nade wszystko wzrusza, bo na końcu, kiedy niebo znów przybiera odcień błękitu, horyzont rozjaśnia się, a morze uspokaja przypomina, by spojrzeć odważnie w dal i pamiętać, że:

Ważne jest to, co każdego dnia, a nie to, co w jednej, wyjątkowej chwili.

Nowy Duży Buk? Tak, chyba tak!

O.

RECENZJE powieści Jakuba Małeckiego na Wielkim Buku:

*Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem SQN. <3

**Zapraszam na film i na KONKURS!

Komentarze do: “„Dżozef” Jakub Małecki – recenzja PRZEDPREMIEROWA

    • Bombeletta napisał(a):

      Nawet jeśli nie jest to najlepsza powieść Kuby (jednak „Dygot” i „Rdza” są zwyczajnie już dojrzalsze i warsztatowo lepsze), to jest to moja ulubiona jego powieść. „Dżozef” ma w sobie iskrę! <3

      • Piętaszek napisał(a):

        W sumie to ciekawe, że rozganiczasz „najlepsze” od „ulubionego”, większość osób jakoś ma z tym problem. 😀 Podziwiam. 😀

  1. Sprzedaję papucie napisał(a):

    Po „Rdzę” sięgnęłam przez Ciebie, Olga, przez twoją recenzję i zachwyty. Już po kilkunastu pierwszych stronach okazała się być jedną z ulubionych książek ostatnich lat. Skoro polecasz też „Dżozefa” i nazywasz go dużym bukiem, to znaczy że muszę, muszę, muszę przeczytać.

    • Bombeletta napisał(a):

      Ach! <3 Nawet nie wiesz jaka to dla mnie radość! <3 Ale od razu napiszę, że to inny kaliber – to jest moja ulubiona powieść Kuby, ale nie jego najlepsza, bo jednak "Rdza" i "Dygot" to jeszcze wyższa półka. Ale warto! <3 Czekam na opinię!

  2. Misia Yoga napisał(a):

    Przekonałaś mnie do Małeckiego a propos „Rdzy”, to teraz już pozostaje iść za ciosem. 😀

Dodaj komentarz: